Amerykanie przystopowali z konsumpcją, chociaż - to ważne dla rynków - nie aż tak mocno, jak szacowali ekonomiści.
W październiku sprzedaż detaliczna w USA wzrosła o 0,2 proc. w porównaniu z wrześniem, kiedy notowano 0,7-proc. dynamikę - podał Departament Handlu w Waszyngtonie. Prognozy przewidujące zwyżkę sprzedaży o połowę mniejszą sprawdziłyby się, gdyby mieszkańcy USA nie zwiększyli aż o 0,8 proc. wydatków na paliwa. Za sprawą rekordowo drogiej ropy naftowej ceny benzyny znów przekroczyły ostatnio poziom 3 USD za galon.
Sprzedaż liczona bez wydatków na zakup samochodów zwiększyła się o 0,2 proc., zgodnie z prognozami.
Dane dotyczące sprzedaży detalicznej należą obecnie do najbardziej wyczekiwanych przez rynki. Inwestorzy boją się bowiem, że kryzys hipoteczny i wzrost kosztów kredytu mogą negatywnie wpływać na konsumpcję - a jej zahamowanie mogłoby doprowadzić do pogorszenia kondycji gospodarki i poszczególnych spółek.
Wczorajsze informacje wniosły więc nieco optymizmu. Zwłaszcza że w odrębnym raporcie poinformowano, iż ceny płacone producentom zwiększyły się w ubiegłym miesiącu jedynie o 0,1 proc., czyli mniej niż oczekiwano. Ceny bazowe, z pominięciem najbardziej zmiennych kosztów żywności i energii, nie zmieniły się. Może się więc wydawać, że nawet mimo drogiej ropy, inflacja nie powinna na razie stanowić problemu dla Rezerwy Federalnej.