Poniedziałkowy dosyć silny spadek wartości indeksu Dow Jones nie zrobił od rana zbyt wielkiego wrażenia na inwestorach w Warszawie. Być może to kwestia w miarę dobrych porannych notowań kontraktów terminowych na zachodni indeks, a być może efekt nocnej kosmetycznej zwyżki indeksu w Japonii. Niestety, wraz z pogarszającymi się notowaniami futures na DJ, dzień przebiegał raczej pod znakiem spadków. W średnioterminowej perspektywie indeks największych warszawskich spółek porusza się w szerokim kanale trendowym. Z góry ograniczany jest dwoma historycznymi wierzchołkami z lipca i października, a od dołu wsparciem w okolicy 3400 pkt. W tej chwili nie widzę realnych szans na pokonanie którejkolwiek z barier. Rynek jest za słaby i mimo wszystko znajduje się za wysoko, by pokonać opór. Z drugiej strony nie ma przesłanek za głębszym spadkiem i odwróceniem trendu. Niestety, nadal sygnalizować będę fakt, że ocena rynku przez pryzmat zachowania indeksu WIG20 może być bardzo myląca, gdyż tak naprawdę większość spółek notowanych na GPW znajduje się od dosyć dawna w trendzie spadkowym lub co najwyżej bocznym. Zresztą nawet wewnątrz WIG20 następuje polaryzacja i kilka firm o mniejszym udziale w indeksie ewidentnie od jakiegoś czasu zniżkuje. Uważam, że ogólny klimat na rynku jest de facto znacznie gorszy niż klimat w ramach WIG20. Znamienne, że po okresie silnej hossy i nawałnicy reklam telewizyjnych funduszy poziom akwizycji znacząco zmalał, a nieliczne instytucje próbujące pozyskać jakiekolwiek środki przestrzegają (na razie jeszcze bardzo drobnym drukiem) przed ryzykiem związanym z inwestowaniem. Od dawna istniało ryzyko, że krajowe fundusze mogą nie wystarczyć na podtrzymanie silnego trendu wzrostowego. Biorąc pod uwagę okres trwania hossy, nie można jeszcze powiedzieć, by korekta miała szczególnie bolesny wymiar (na indeksie WIG20). Należy również zauważyć, że spadki zaczynają w nieco większym stopniu dotykać również sektor bankowy, który może i nadal pozostaje najsilniejszą technicznie gałęzią giełdy, ale fakt faktem, że na przykład PKO BP już dawno nie kosztował 50 zł, w ujęciu rocznym istotnie obniżając poziom zysków inwestorów.