Poprawa notowań, jakiej byliśmy świadkami w pierwszej części wtorkowych notowań, nie zatarła fatalnego wrażenia, jakie pozostawiła pierwsza sesja tygodnia. Wzrost był tym bardziej "podejrzany", że nie znalazły się fundamentalne przesłanki do takiego ruchu. Obie opublikowane wczoraj dane makroekonomiczne wypadły gorzej od prognoz. Chodzi zarówno o ceny domów we wrześniu, jak i listopadowy indeks zaufania konsumentów. Lepsza atmosfera wiązała się z kupnem udziałów Citigroup przez inwestorów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Trudno jednak znajdować w tym przesłankę do poszukiwania końca kryzysu w amerykańskim sektorze finansowym. Zresztą obecnie gra nie idzie już w aż tak dużym stopniu o to, co dalej będzie się działo ze spółkami finansowymi. Tutaj sytuacja jest dość dobrze rozpoznana i chyba już zbyt wielu negatywnych zaskoczeń nie będzie. Natomiast w centrum uwagi coraz bardziej będzie się znajdować to, w jakim stopniu załamanie na rynku nieruchomości przełoży się na wydatki konsumentów oraz kondycję innych branż amerykańskiej gospodarki, szczególnie sektora technologicznego, który jest wrażliwy na oznaki spowolnienia gospodarczego. Powodów do optymizmu nie daje tez sytuacja techniczna. Wczorajsze odbicia wiązało się z osiągnięciem przez S&P 500 w poniedziałek silnego wsparcia w postaci sierpniowego dołka. Wciąż więc podstawowym pytaniem pozostaje to, czy się uda je obronić. To, że straty S&P 500 od końca października przekroczyły już 10 proc. i są największym ruchem w dół w trakcie obecnej od wiosny 2003 r. hossy oraz przełamanie sierpniowego dołka przez DJIA nie napawają wiarą w możliwość obrony wsparcia. We wtorek uwagę zwracał mocny wzrost rentowności obligacji w USA. W przypadku 10-latek zwyżka sięgała nawet 0,14 pkt proc. To może być zapowiedź emocji związanych z grudniową decyzją w sprawie stóp procentowych. Dojdzie wtedy do starcia oczekiwań inwestorów na kolejne cięcie z retoryką z poprzedniego posiedzenia, gdzie wskazywano na wzrost zagrożeń inflacyjnych.
Parkiet