Przedstawiciele zakładu podkreślają, że było to możliwe dzięki stale spływającym składkom za pracowników. Starczyły one i na spłatę zadłużenia, i bieżące wypłaty.
ZUS ostatni raz korzystał z pomocy banku dwa lata temu. Ale w latach 1999–2006 co rok brał kredyty dla uzupełnienia środków ze składek i budżetowej dotacji. – We wtorek, gdy zlecaliśmy wypłatę świadczeń, stan finansów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych nie pozwalał na wypłatę wszystkich świadczeń, ale właśnie po to mamy otwartą linię kredytową, by w razie takiego niedoboru móc reagować – wyjaśnia Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS.
Sprawa nie dziwi też rady nadzorczej zakładu, która spodziewała się, że spowolnienie gospodarcze negatywnie odbije się na funduszach ZUS. – O tym, że będziemy musieli pożyczyć nawet do 2,5 mld zł, wiadomo od pół roku i nikt tego nie ukrywał – mówi Wojciech Nagel, wiceszef rady nadzorczej ZUS i ekspert Business Centre Club. Dodaje, że w I kwartale wpływy składkowe były wyższe o 7 proc. niż w zeszłym roku, a kluczowe dla reszty roku będą wysokość stopy bezrobocia i wzrost płac. Wczoraj minister pracy Jolanta Fedak stwierdziła, że stopa bezrobocia za czerwiec nie powinna być wyższa niż w maju (wynosiła 10,8 proc.), a nawet może okazać się niższa.
Z kolei prezes ZUS Sylwester Rypiński podkreśla, że żadnego zagrożenia wypłat świadczeń nie ma. A premier Donald Tusk zapewnił, że szybciej podniesie podatki, niż pozostawi emerytów i rencistów bez pieniędzy. – Z całą pewnością emeryci w Polsce mogą spać spokojnie – stwierdził Tusk.