Jednym z nielicznych niekwestionowanych faktów związanych z Wielkim Kryzysem jest ten, że pogłębiła i przedłużyła go wojna handlowa, zapoczątkowana ustawą Smoota-Hawleya z czerwca 1930 r. Na mocy tego dokumentu, podpisanego przez prezydenta Herberta Hoovera, wbrew przestrogom ponad 1000 ekonomistów, Stany Zjednoczone podniosły blisko 900 ceł importowych.
Partnerzy handlowi USA szybko podjęli działania odwetowe, co w połączeniu z bezprecedensowym spowolnieniem gospodarczym sprawiło, że w latach 1929–1934 międzynarodowe obroty handlowe załamały się, spadając o ponad 60 proc. Co więcej, spowodowane wojną handlową animozje zatruły stosunki międzynarodowe, uniemożliwiając podjęcie skoordynowanych działań antykryzysowych.
Lekcja ta została przez polityków dobrze przyswojona. Gdy tylko rozgorzał obecny kryzys, przywódcy państw i przedstawiciele międzynarodowych instytucji prześcigali się w apelach, aby nie powtarzać błędu sprzed 80 lat. Oba antykryzysowe szczyty liderów 20 najpotężniejszych gospodarek świata (G20) były festiwalami zobowiązań do wystrzegania się protekcjonistycznej pokusy.
Dziś, gdy najpoważniejsze turbulencje światowa gospodarka ma już za sobą, można śmiało powiedzieć, że destrukcyjnej spirali protekcjonizmu udało się uniknąć. Wprawdzie według prognoz Światowej Organizacji Handlu (WTO), wolumen światowego handlu zmniejszy się w tym roku o 10 proc., najbardziej od II wojny światowej, lecz głównie ze względu na spadek popytu, a nie wysyp nowych barier celnych. Tych zaś, które się jednak pojawiły, żadną miarą nie można przyrównywać do ustawy Smoota-Hawleya.
[srodtytul]Przestrogi na wyrost[/srodtytul]