Towarzystwa ubezpieczeniowe, które we współpracy z bankami sprzedają tzw. polisolokaty, czyli produkty inwestycyjne chroniące przed podatkiem od zysków kapitałowych, sporo ryzykują – taka jest opinia prezesów niektórych ubezpieczycieli. Dlaczego?
[srodtytul]Wymagana dywersyfikacja[/srodtytul]
Chodzi o to, że w przypadku upadłości banku, z którym towarzystwo kooperuje przy sprzedaży tego typu produktów, musiałoby z własnej kieszeni pokryć zobowiązania z tytułu sprzedanych polis. Tymczasem towarzystwa pozyskują ze składek setki milionów złotych. I te pieniądze musiałyby zwrócić klientom w przypadku bankructwa banku.
Komisja Nadzoru Finansowego przyznaje, że podjęła działania w tej sprawie. Jak tłumaczą jej przedstawiciele, podstawą do interwencji był przepis ustawy o działalności ubezpieczeniowej, który mówi, że aktywa ubezpieczycieli stanowiące pokrycie rezerw techniczno-ubezpieczeniowych powinny być w odpowiedni sposób zróżnicowane i rozproszone, tak aby nie były one związane z jednym rodzajem aktywów lub jednym podmiotem. To oznacza, że ryzyko biznesowe towarzystwa powinno rozkładać się równomiernie na kilka banków.
[srodtytul]PZU ryzykowało miliardy[/srodtytul]