Milionerzy zrażeni do giełdy

Miliony z kieszeni klientów bankowości prywatnej mogą jeszcze długo nie popłynąć na rynek akcji

Publikacja: 23.10.2009 18:43

Milionerzy zrażeni do giełdy

Foto: GG Parkiet

Wielu spośród najzamożniejszych klientów banków nie zdołało jeszcze odrobić strat poniesionych w ostatniej bessie. WIG, szeroki indeks warszawskiego parkietu, stracił w tym czasie ponad dwie trzecie. Zarówno ci, którzy wyszli już na prostą, jak i ci, którzy wciąż się o to starają, inwestują dziś raczej bezpiecznie i bardzo powoli przekonują się do ponownego ulokowania środków na giełdzie. Ale nie oznacza to, że brakuje śmiałków.

[srodtytul]Wciąż sporo do odrobienia[/srodtytul]

Doradcy klientów private bankingu starannie monitorują wartość portfeli swoich klientów. Mówią, że wiele nie jest jeszcze tak grubych jak przed wybuchem kryzysu na rynkach finansowych. Głównie dlatego,że klienci nie zdecydowali się wejść na giełdę na początku tego roku,gdy jej indeksy zaczęły się ostro odbijać.

– Można powiedzieć, że większość naszych klientów odrobiła już część strat, na poziomie oscylującym w okolicach 50 proc. – mówi Michał Tuczyński, senior business menedżer w ING Banku Śląskim. – Odrabiania strat nie można utożsamiać ze wzrostem indeksów giełdowych. W większości wypadków, po tak potężnych spadkach trwających przeszło półtora roku, klienci decydują się na bardziej agresywne inwestycje z dużym opóźnieniem „w stosunku do rynku”. Muszą się przekonać, że wzrost jest trwały – tłumaczy.

– Niestety, niektórzy inwestorzy będą odrabiać straty po ostatniej bessie przez wiele lat. Ich niechęć, strach oraz spadek poziomu akceptowalnego ryzyka inwestycji to główne wyznaczniki terminu powrotu do stanu kapitału sprzed bessy – mówi Marzena Pietrzak, dyrektor centrum private banking w Alior Banku.

Są jednak wyjątki. – Sporą część naszych klientów stanowią ci, którzy wykorzystali bessę do wejścia na rynek i w tej chwili mogą już cieszyć się zyskami – podkreśla Joanna Fatek, rzeczniczka Noble Banku.

[srodtytul]Zły moment na wyjście[/srodtytul]

Część zamożnych klientów banków nie tylko nie zdecydowała się powrócić na giełdę w tym roku, ale uciekła z niej w najmniej odpowiednim momencie. – Spora część inwestorów odzyskała już swój kapitał, który został zainwestowany podczas poprzedniej hossy. Jednak nie ukrywam, że trafiają do nas także inwestorzy sceptycznie nastawieni do rynku, którzy ze stratą sprzedali swoje akcje czy fundusze pod koniec 2008 r. – mówi Michał Piętka, dyrektor regionalnego centrum inwestycyjnego Deutsche Banku PBC.

Niektórzy wypłacone środki szybko ulokowali w najbardziej bezpiecznych instrumentach.

– Klienci wykazali w okresie dużych spadków na giełdach sporą nerwowość.Zauważyliśmy znaczne umorzenia w funduszach inwestycyjnych, jednak większość środków trafiła na wysoko oprocentowane lokaty, część skonwertowano na fundusze pieniężne i obligacyjne. W czasie bessy widoczne też było większe zainteresowanie zakupem złota jako alternatywy dla spadających indeksów – mówi Barbara Stęchły, dyrektor departamentu bankowości prywatnej w Raiffeisen Banku Polska.

Rynek złota chętnie wybierali też na przykład zamożni klienci z PKO BP. – Klienci, którzy rozpoczęli inwestycje długo przed szczytem hossy, teraz nie widzą strat w swoich portfelach. Niestety, najwięcej kapitału płynęło do inwestycji na rynku akcyjnym w ostatnich miesiącach hossy z lat 2003–2007. Ponieważ indeksy mają jeszcze długą drogę do pokonania szczytów, wydaje się, że klienci muszą jeszcze poczekać z liczeniem zysków z podjętych inwestycji – mówi Marek Kłuciński, rzecznik PKO BP. Zaznacza, że można oczywiście wskazać inwestycje, które mimo kryzysu finansowego pozwoliły uzyskać wysokie stopy zwrotu. – Takim rynkiem jest np. rynek złota. Cena tego kruszcu przekroczyła ponownie 1000 dolarów za uncję. Należy jednak podkreślić, że inwestycja w surowce naturalne stanowi zwykle określoną niewielką część portfela finansowego, dlatego najczęściej zyski te tylko równoważą straty poniesione na rynku akcyjnym – wyjaśnia Marek Kłuciński.

Inna grupa klientów bankowości prywatnej to osoby nastawione na inwestycje długoterminowe. Ich straty bywają spore. – Większość zaakceptowała tę sytuację, uznając, że należy trzymać się raz podjętych decyzji. Klienci, którzy zainwestowali w roku 2007, są wciąż na minusie, a ci, którzy weszli na rynek wcześniej, powoli wychodzą na plus – mówi Barbara Stęchły z Raiffeisen Banku.

[srodtytul]Kapitał ochroniony[/srodtytul]

Są też klienci z segmentu private banking, którzy po prostu mieli niewiele do odrobienia. – Większość klientów dysponująca znacznymi aktywami zwykle inwestowała swoje środki w kilka produktów, zarówno w oparte na rynku pieniężnym, jak i na rynku akcji. Taka strategia pozwoliła wielu z nich uniknąć znacznych strat w czasie ostatnich zawirowań na rynkach finansowych – zaznacza Radosław Czachorowski, ekspert z departamentu bankowości detalicznej Kredyt Banku.

Powody do zadowolenia ma też część klientów BRE. –Wielu naszych klientów to doświadczeni inwestorzy, którzy wycofali środki z wrażliwych inwestycji już w momencie pojawienia się pierwszych sygnałów nadchodzącego kryzysu – mówi Katarzyna Heuchert, dyrektor ds. rozwoju oferty produktowej BRE Private Banking & Wealth Management. – Ci wytrawni gracze rynkowi nie tylko nie stracili, ale nawet potrafili wykorzystać kryzys jako szansę i na nim zarobić. Jeszcze przed momentem pierwszych spadków na GPW w połowie 2007 r. doradzaliśmy klientom wycofanie środków z coraz bardziej ryzykownych inwestycji giełdowych, proponując bezpieczniejsze rozwiązania – opowiada.

– Duża część klientów, która inwestowała w ciągu trwającej od kilku lat hossy, wycofała się z inwestycji, gdy pojawiły się pierwsze poważne perturbacje na rynkach, zwiastujące nadchodzącą bessę. Ci klienci zachowali zyski w swoim portfelu, a w najgorszym wypadku ochronili zainwestowany kapitał – mówi też Barbara Stęchły.

Strat do odrabiania nie mają też ci, którzy w czasie bessy wybrali produkty strukturyzowane. – Wynik inwestycyjny klientów private bankingu zależy od wielu czynników, takich jak moment wejścia, stopień agresywności, wybór instrumentu finansowego. Śmiało można jednak stwierdzić, że większość strat została już odrobiona. Spora część klientów ochroniła swój kapitał, korzystając z tzw. instrumentów strukturyzowanych – mówi Joanna Fatek z Noble Banku.

[ramka][srodtytul]Słabnący dolar sprzyjał surowcom[/srodtytul]

Wczesna jesień na naszych rynkach finansowych była korzystna dla posiadaczy akcji i zagranicznych walut. Indeks WIG zyskał od połowy września do połowy października ok. 4 proc. Stało się tak głównie za sprawą banków, których notowania podniosły się w tym czasie o blisko 1/10.

Najsłabiej radziły sobie WIG-Telekomunikacja oraz WIG-Informatyka, które przez ten okres nieco straciły. Zarabiać można było głównie na walorach największych firm. Małe i średnie, wchodzące w skład indeksów sWIG80 i mWIG40, zyskały symbolicznie.

Nasz parkiet znacznie ustępował najlepszym rynkom na świecie. O jedną trzecią w górę od połowy września do połowy października poszła giełda ukraińska, a blisko jedną piątą zyskał parkiet rosyjski. W sumie w tym roku oba rynki poszybowały po wyraźnie ponad 100 proc. Wczesną jesienią dobrze zaprezentowały się też giełdy latynoamerykańskie – Argentyna zyskała ponad 14 proc., Brazylia blisko 10 proc. Dużym zainteresowaniem cieszyły się też tureckie walory. Na drugim biegunie znalazły się: Litwa, Japonia, Łotwa, Estonia, czy Słowacja. Ta ostatnia giełda jest w skali tego roku na wyraźnym minusie.

II połowa września i dwa pierwsze tygodnie października nie były korzystne dla złotego. Wśród walut z rynków wschodzących był najsłabszy. W relacji do franka szwajcarskiego zniżkował w tym okresie o 1,8 proc. W tym samym czasie brazylijski real poszedł w górę o przeszło 4 proc. Z innych walut naszego regionu słabo też radziła sobie czeska korona, natomiast zyskiwał forint węgierski.

Idący na świecie w dół dolar sprzyjał surowcom. Najbardziej drożały gaz naturalny oraz sok pomarańczowy (odpowiednio o ponad? i ponad 1/5). Słabo radziły sobie surowce mięsne oraz cukier. Cena miedzi praktycznie nie zmieniła się, złoto poszło w górę o przeszło 4 proc., a ropa naftowa o niecałe 5 proc.

Równocześnie praktycznie nic nie zarobili ci, którzy postawili na obligacje. Przebojem na rynku papierów skarbowych były w zasadzie jedynie czeskie obligacje długoterminowe, które podrożały o blisko 5 proc. przez ostatnie 4 tygodnie. Wyraźnie traciły natomiast papiery skarbowe RPA. Te o najdłuższych terminach wykupu potaniały o 2,5 proc.[/ramka]

[srodtytul]Powolny powrót na giełdę[/srodtytul]

Zakładając, że na parkiety wróciła hossa, można uznać, iż milionerzy wkrótce mogą odrobić poniesione w ostatnich kilkunastu miesiącach straty. Jak wynika bowiem z relacji bankowców, niektórzy klienci private bankingu powoli zaczynają przekonywać się do powrotu na giełdę. Gorzej, jeśli ostatnie zwyżki na dobre się wkrótce skończą, czego nie wyklucza wielu analityków. Od dołka z lutego tego roku WIG, szeroki indeks warszawskiego parkietu, zyskał na wartości około 80 proc.

– Dopiero teraz, po wzroście podstawowych indeksów giełdowych o górne kilkadziesiąt procent od dołka, część klientów z dużą uwagą zaczyna przyglądać się giełdzie. Pozostali nadal czekają na korektę, po której,jak deklarują, rozpoczną bardziej znaczące inwestycje – mówi Michał Tuczyński z ING Banku Śląskiego.

– W ostatnim czasie zauważamy coraz większe zainteresowanie produktami o podwyższonym ryzyku – mówi też Agnieszka Chorążewska-Wojtiuk, dyrektor segmentu Prestige w Banku Millennium. – Poprawa nastrojów na rynkach finansowych, lepsze wskaźniki makroekonomiczne oraz coraz częściej pojawiające się komentarze o zakończeniu kryzysu i bessy skłaniają klientów do przeglądania portfela inwestycji i podejmowania decyzji o realokacji części środków do produktów inwestycyjnych. Powrót klientów do produktów o podwyższonym ryzyku następuje stopniowo, przez inwestowanie niewielkich kwot, czemu towarzyszy obserwowanie sytuacji na rynkach finansowych – wyjaśnia.

– Od czerwca widzimy stopniowy powrót inwestorów na rynek, przejawia się to zakupami jednostek przede wszystkim funduszy inwestycyjnych akcyjnych i zrównoważonych. Przeważają fundusze krajowe, a z zagranicznych – fundusze rynków wschodzących – wymienia przedstawicielka Raiffeisen Banku. Dodaje, że nowością jest także rosnące zainteresowanie klientów private banking funduszami zamkniętymi, których polityka inwestycyjna jest bardziej wyrafinowana i dostosowana do zmienionych perspektyw rynkowych. Opiera się na różnych klasach aktywów i pozwala grać zarówno na zwyżkach, jak i na spadkach.

[srodtytul]Oprocentowanie lokat w dół[/srodtytul]

Nie bez znaczenia jest to, co dzieje się na rynkach innych niż akcyjny. – Widzimy teraz zwiększający się apetyt klientów na ryzyko, co jest związane zarówno z uspokojeniem sytuacji na rynkach finansowych, jak i z ciągle zmniejszającym się oprocentowaniem depozytów – mówi Radosław Czachorowski z Kredyt Banku. Inni mu wtórują. – Ostatnie dwa kwartały wzrostu na giełdzie i wciąż niskie wyceny coraz częściej skłaniają klientów do bardziej agresywnego inwestowania. Wykorzystywane są tu zarówno narzędzia tradycyjne,jak fundusze inwestycyjne, jak i bardziej zaawansowane lokaty strukturyzowane – mówi o klientach Noble Banku Joanna Fatek.

- Dodatkowym czynnikiem skłaniającym do bardziej agresywnego inwestowania jest, oprócz zdecydowanie lepszych nastrojów na rynku kapitałowym, spadające oprocentowanie depozytów. O ile jeszcze rok temu stawki rzędu 10 proc. nie były rzadkością, o tyle dziś należy spodziewać się oprocentowania około 5 proc. – dodaje.

Można jednak przypuszczać, że rzeka pieniędzy z kieszeni milionerów na giełdę dopiero popłynie. – Obecnie inwestorzy przy wyborze oferty skupiają się na bezpieczeństwie i stabilności inwestycji. Inwestorzy z większym doświadczeniem, jak również ci, którzy korzystają z usług doradcy private banking, zdają sobie sprawę, że teraz pojawiło się na rynku wiele okazji inwestycyjnych i już od wielu miesięcy angażują swój kapitał w inwestycje bardziej ryzykowne – mówi Marek Kłuciński z PKO BP. – Wydaje się jednak, że największy strumień kapitału popłynie na rynek akcyjny dopiero wówczas, gdy indeksy osiągną nowe szczyty – przewiduje.

[srodtytul]Ukąszeni przez węża[/srodtytul]

Wciąż jednak jest duża grupa klientów private bankingu, którzy długo pozostaną poza giełdą. – Spora część inwestorów nadal pamięta straty wygenerowane na akcjach w okresie bessy. Dlatego też ostrożnie podejmuje decyzje o nowych inwestycjach w jakiekolwiek bardziej ryzykowne instrumenty. Uwzględniając niedawną bessę, część inwestorów każdą korektę traktuje jak początek kolejnej i ciągle ma obawy przed głębszymi spadkami. Dlatego sporą popularnością cieszą się rozwiązania z gwarancją kapitału, ewentualnie inwestycje w fundusze stabilnego wzrostu lub fundusze zrównoważone – wylicza Michał Piętka z Deutsche Banku.

Przedstawiciele banków podkreślają, że ewentualne zmiany w zachowaniach inwestycyjnych zależą przede wszystkim od tego, ile klienci stracili, a ile udało im się zarobić.

– U większości zamożnych klientów dostrzegamy jednak wzrost wstrzemięźliwości i większą nieufność. Przy podejmowaniu decyzji króluje dzisiaj racjonalna kalkulacja. Struktura portfela klientów bankowości prywatnej przedstawia się inaczej niż przed kryzysem.Klienci odstąpili od ryzykownych funduszy inwestycyjnych – mówi Tomasz Pol, dyrektor odpowiedzialny za prywatną bankowość w Citi Handlowy. Dodaje, że klienci częściej wybierają dzisiaj produkty, które gwarantują im bezpieczeństwo zainwestowanego kapitału. W portfelu klienta bankowości prywatnej znajdujemy przede wszystkim inwestycje z gwarancją kapitału, obligacje skarbowe oraz lokaty.

– Kryzys zweryfikował również oczekiwania klientów co do stopy zwrotu z wszystkich tych produktów – mówi Tomasz Pol. – Jednak zamożnym klientom wciąż nie brakuje odwagi w inwestycjach. Dla części portfela ryzykownego klienci szukają nowych możliwości inwestowania.Dzisiaj dużym zainteresowaniem cieszą się przede wszystkim inwestycje na rynku walutowym – podkreśla.

Nadal w decyzjach inwestycyjnych wielu klientów dominuje tzw. efekt ukąszenia węża, czyli lęk przed kolejną stratą i związane z tym unikanie ryzyka. – Dlatego lokują środki w produkty bezpieczne, przynoszące niewielki zysk. Część klientów tego segmentu wykorzystała ten okres do inwestycji bezpośrednich, np. przejęcia udziałów w spółkach – mówi Przemysław Gołębiewski, zastępca dyrektora departamentu bankowości klientów zamożnych w Fortis Banku. – Zauważamy rosnące zainteresowanie funduszami inwestycyjnymi i nadchodzącymi ofertami IPO, na przykład PGE – dodaje.

[srodtytul]Weryfikacja[/srodtytul]

Wygląda na to, że bessa nauczyła milionerów dywersyfikowania swoich inwestycji. – Coraz powszechniejsze jest nieinwestowanie wszystkich środków w nawet najbardziej perspektywiczny produkt, co uważamy za zmianę pozytywną. Część klientów pozostaje wierna wyłącznie produktom depozytowym, podczas gdy inni inwestują bardzo agresywnie. Większość klientów stara się jednak różnicować swoje inwestycje, aby móc czerpać z różnych możliwości osiągnięcia zysku – mówi Radosław Czachorowski z Kredyt Banku. – Widać wzrost edukacji klientów w zakresie zarządzania portfelem. Już nie zdarzają się tacy, którzy 80 proc. lokują w inwestycjach o wysokim ryzyku, a co ważniejsze, nie dają się namówić na takie rozwiązania – zauważa Marzena Pietrzak z Alior Banku.

Swoją moc straciły jednocześnie inne hasła. Na przykład to o samych zaletach długoterminowego inwestowania. – Przekonanie doświadczonego inwestora do tego, że inwestycje z udziałem akcji o dalekim horyzoncie przyniosą wyższe zyski niż depozyt tradycyjny, jest dużym wyzwaniem – podkreśla Tomasz Pol z Citi Handlowy.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy