Droga do Unii Europejskiej
Unia Europejska rozpocznie 1999 r. prawdopodobnie bez zatwierdzonego budżetu i - tak jak w poprzednich pięciu latach - będzie zmuszona funkcjonować według 12 kolejnych prowizoriów budżetowych, których wartość określa się na podstawie wydatków z poprzednich okresów. Może mieć to poważny wpływ na wielkość i strukturę otrzymywanej przez Polskę pomocy ze strony UE.Obie władze budżetowe Unii Europejskiej (Rada Ministrów i Parlament Europejski) po raz kolejny nie były w stanie porozumieć się i zaakceptować budżetu. Następne spotkanie zostało wyznaczone na 8 grudnia. Opisywana niezgoda powinna stanowić bardzo poważny sygnał ostrzegawczy dla naszych decydentów - polskie projekty pomocowe będą bardzo uważnie oglądane i chętnie "cięte". Niewątpliwie nie pomoże ochłodzenie niemieckiego entuzjazmu dla szybkiej akcesu naszego kraju do UE.Początkowo wysokość projektowanego na 1999 r. budżetu nie budziła żadnych wątpliwości. Komisja zaproponowała najpierw, że wyniesie on 86,4 mld ecu, co oznaczałoby wzrost o 3,4% w stosunku do 1998 r. Ministrowie finansów Unii zredukowali go następnie do 85 mld, by ograniczyć wzrost do 3%. Jednak Parlament Europejski zaskoczył wszystkich, wypowiadając się za budżetem znacznie wyższym - 89,5% mld ecu (czyli za podwyżką o 7%).W konsekwencji deputowani europejscy przegłosowali uchwałę, nazwaną strategiczną, która zobowiązuje Unię do utworzenia rezerwy budżetowej w wysokości 3,7 mld ecu. I tej właśnie rezerwie sprzeciwiła się Rada Ministrów "piętnastki", odrzucając propozycję Parlamentu. Zdaniem Rady, chodzi o manewr polityczny, wymyślony przez deputowanych, którzy zamierzali rozdąć przyszłoroczny budżet, co pomogłoby im przygotować plan finansowy na lata 2000-2006 i - przede wszystkim - rozszerzyć zakres władzy.W istocie chodzi o kontrolę wydatków budżetowych. Przyjęta przez Komisję delegacja Parlamentu wyjaśniła, że Parlament Europejski odstąpi od uchwały, o ile zostanie wyposażony w prawo do decydowania o niektórych wydatkach. Chodzi, oczywiście, o te wydatki, które mają większe znaczenie dla wyborców, a w przyszłości - dla naszego kraju - np. CAP (Wspólna Polityka Rolna), której reforma jest przewidziana w ramach tzw. Agendy 2000, czyli w pakiecie przygotowywanych w Unii zmian.Zainteresowanie Polski sposobem tworzenia budżetu unijnego powinno wynikać z dwu aspektów tej sprawy: jako konsument pomocy unijnej nasz kraj powinien z wyprzedzeniem znać rozmiary i strukturę tej pomocy. Jako przyszły członek europejskiego klubu zaś powinien jak najszybciej przygotować się do procedur prawnych, jakie obowiązują w UE. Tymczasem Polska może mieć Schadenfreude: nie tylko u nas walka o wpływy uderza w niezaangażowanych.
PIOTR RACHTAN