Bezrobocie rośnie

W listopadzie 1998 r. - podobnie jak miesiąc wcześniej - wzrosło bezrobocie, wynika z pierwszych szacunków Krajowego Urzędu Pracy. W październiku br. jego stopa zwiększyła się z 9,6% do 9,7%. Czy rosnąca liczba ludzi bez pracy to kolejne następstwo tegorocznego studzenia koniunktury?W piątek o perspektywach polskiego rynku pracy dyskutowała Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej, gremium doradcze rządu. Szacuje się, że do 2005 r. przybędzie w kraju około 1,5 miliona osób chcących pracować. Wszyscy znajdą zajęcie, jeśli w tym czasie coroczny wzrost PKB nie będzie mniejszy niż 6%. Tymczasem, przewiduje się że w 1999 r. będziemy mieli mniejszą, około pięcioprocentową dynamikę PKB.Niektórzy eksperci twierdzą, że nie będzie nam łatwo ograniczać bezrobocia w najbliższych latach, gdyż ciągle jesteśmy świadkami bezzatrudnieniowego wzrostu gospodarczego - większą i nowocześniejszą produkcję osiągamy głównie dzięki nowym maszynom i urządzeniom. W wielu branżach gospodarki od lat nie zwiększyła się liczba zatrudnionych, gdyż po upadku socjalizmu nagle okazało się, że ci sami ludzie są w stanie wyprodukować więcej niż poprzednio.Zaletyreformy emerytalnejWielką słabością naszego rynku pracy jest mała jego elastyczność. Świadczą o tym wielkie różnice wskaźników bezrobocia między regionami oraz bardzo wysoki odsetek osób trwale pozostających bez pracy. Większość członków RSSG jest zdania, że jeśli ustawodawstwo chroni pracobiorców i gwarantuje im wiele przywilejów, to pozycja prawna pracodawców jest bardzo słaba. Swoboda układania stosunków pracy w drodze porozumienia między zainteresowanymi (zatrudniającym i zatrudnianym) jest minimalna.O koncepcji ograniczania tygodnia pracy z 42-godzinnego do 40--godzinnego z jednoczesnymi gwarancjami, że płaca zasadnicza nie zmaleje, mówiono w piątek, że jest kuriozalna w sytuacji, gdy państwo już kilka lat temu wyrzekło się ingerowania w zasady kształtowania wynagrodzeń poza sektorem publicznym. Na forum RSSG dyskutowano o propozycji, by wprowadzić do polskiej praktyki gospodarczej zasadę uzależniania wysokości wynagrodzeń od osiąganych wyników, gdyż dziś - tak jak w socjalizmie - płaci się przeważnie za czas gotowości do pracy. Upominano się też o popularyzację tzw. rocznego funduszu czasu pracy (zatrudniony w jednych okresach pracowałby dłużej, w innych krócej). Przypominano, że elastyczne "dzielenie się" pracą stosowano na mocy swoistej umowy społecznej w wielu fabrykach amerykańskich w kryzysowych latach trzydziestych. W tym samym czasie na Górnym Śląsku był znany system turnusowy - różne grupy robotników pracowały w różnych dniach tygodnia. W Polsce bardzo wysokie są koszty pracy, a płace zasadnicze stanowią w nich tylko nieco więcej niż 30%. To zniechęca przedsiębiorców do tworzenia nowych stanowisk pracy (przynajmniej tych oficjalnych). - Kilka lat temu obdarowaliśmy starszych pracowników przedwczesnymi emeryturami, co natychmiast wywołało haniebny wzrost składki ZUS-owskiej i pogorszyło szanse wielu młodych ludzi na znalezienie zatrudnienia - powiedział Marek Góra z Biura Pełnomocnika Rządu do spraw Reformy Systemu Zabezpieczenia Społecznego. Jego zdaniem, szansą na poprawienie tego błędu będzie zaczynająca się w 1999 r. przebudowa systemu emerytalnego.Amerykańskie wzoryProf. Stanisława Golinowska mówiła w piątek, że ciekawe doświadczenia, jak poprawić elastyczność rynku pracy, można znaleźć w Stanach Zjednoczonych. Ludzie są tam motywowani do energicznego poszukiwania nowego zajęcia i do podnoszenia umiejętności zawodowych, gdyż świadczenia socjalne są wyraźnie niższe od płac, natomiast wynagrodzenia dla robotników niewykwalifikowanych o wiele mniejsze od wypłat na stanowiskach dla osób wykształconych. Większość członków RSSG jest zdania, że także w naszym kraju należy umiarkowanie podwyższać zasiłki dla bezrobotnych i płacę minimalną, gdyż Polacy zaczynają poszukiwać pracy przeważnie dopiero wtedy, gdy wygasa ich prawo do korzystania ze świadczeń państwowych.JACEK BRZESKI