Na rynku zapanował już przedświąteczny nastrój. Obroty są pojęciem, które odnieść można tylko do wąskiej grupy spółek, a małe ruchy rynku nie dają wskazówek na przyszłość. Nie wiadomo nawet, czy można liczyć w tym roku na tradycyjną "minihossę św. Mikołaja".Rynek już tak zobojętniał na sygnały wewnętrzne, że chyba tylko wyraźna tendencja za granicą może dać nam silniejszy impuls. Nieco więcej niż na rynku dzieje się w makroekonomii - inflacja wciąż spada, prawdopodobne jest zejście poniżej 9% już w tym roku. Spada też kolejny raz produkcja, potwierdzając dotychczasową tendencję. Stawia to w kręgu bajek realność założeń dochodowych przyszłorocznego budżetu, do niedawna określanych jako pesymistyczne. Jeśli nie pomyślimy przed szkodą, możemy skończyć jak sąsiedzi z południa. Czesi muszą się pogodzić ze spadkiem PKB i recesją. Ja, niesiony przedświątecznym optymizmem, wciąż liczę, że o recesji będę jedynie czytać w gazetach. Zależy to jednak od budżetu, a ten zdaje się być zbyt szczodry na ten czasy.Atak na Irak, jedno z niewielu zdarzeń rozpraszających przedświąteczną nudę, także nie poruszył rynków. Wpływ na gospodarkę tego wydarzenia jest znikomy - nadmiar ropy jest wielki. Może tylko konieczność odtworzenia zużytych rakiet ucieszy. Wojna, zwłaszcza tak kosztowna, zawsze napędza koniunkturę. W szerszym ujęciu dla rynków ten atak jest również dobry - kapitały nie lubią zagrożeń, a USA dają dowody, że czerpią mądrość z historii - choćby taki traktat wersalski - gdyby komuś chciało się czuwać nad jego przestrzeganiem, ludzkość wyszłaby na tym dużo lepiej.Wracając do rynku - nic nie wskazuje, że można robić coś lepszego, niż oczekiwać cierpliwie, aż rynek da wyraźny sygnał. Dla osób, które preferują spokojny sen, przypomnienie - w sprzedaży od 7 stycznia nowa seria RS z "reliktowym" oprocentowaniem 16%.
.