Praktyczne spojrzenie

Niedawno w tym miejscu omawiałem rozpaczliwy list inwestora, który przez nieumiejętną grę na giełdzie wiele stracił. Wykorzystałem ten przykład, by zareklamować system, który w dużej mierze pozwala uniknąć tak dotkliwych strat. Ten "system" to kluby inwestorów. Pełnią one rolę edukacyjną, równocześnie propagując metodę inwestycyjną przydatną dla tych, którzy nie mogąc poświęcić zbyt dużo czasu na codzienną analizę sytuacji na giełdzie, mimo wszystko pragną na niej coś zyskać. Metodą tą jest inwestowanie długoterminowe.Kilka dni później na tej samej stronie przeczytałem felieton pana Grzegorza Zalewskiego, którego mój tekst - jak sam wyznaje - bardzo zaskoczył. Czytałem jego wypowiedź ze smutkiem, ponieważ wysnułem z niej jedyny możliwy wniosek: mój felieton musiał być bardzo źle napisany, skoro ktoś z niego wyczytał jakieś rady dla tego konkretnego inwestora.Wydawało mi się, że napisałem tekst samokrytyczny wobec bardziej doświadczonych uczestników rynku kapitałowego, którzy nie stworzyli systemu edukacji inwestorów-debiutantów, pozostawiając ich na pastwę losu i własnej niewiedzy. Niestety, pan Zalewski wydedukował, że zalecam trzymanie akcji z uporem maniaka. I to wszystko z krótkiego zdania: "A gdyby poczekał, to ileż by zarobił?".Trzeba jednak dużo złej woli, by tak to zinterpretować. Po pierwsze, cytat został przeinaczony, gdyż opuszczono w nim krótkie, acz bardzo istotne słowo "mógł". Po drugie, co znacznie ważniejsze, cytat został w tym miejscu urwany, podczas gdy następne zdanie brzmiało: "...ale nie mógł czekać, bo musiał spłacić kredyt...".To zdanie wyjaśnia wszystko - nigdy bym nie pomyślał, że ktoś może odczytać to jako radę, by nie sprzedawać akcji. To było po prostu stwierdzenie faktu, iż inwestor chciał te akcje trzymać, ale nie mógł, bo musiał spłacić kredyt. I o to właśnie mi chodziło - żeby nie inwestować za pożyczone pieniądze, gdyż wtedy sprzedajemy akcje nie wtedy, kiedy chcemy, tylko kiedy ktoś inny nas do tego zmusza.A właśnie kluby inwestorów uczą zupełnie odmiennej strategii. Metoda systematycznych, comiesięcznych wpłat praktycznie wyklucza inwestowanie na kredyt. To są pieniądze zaoszczędzone, które można odłożyć, starając się równocześnie zoptymalizować zyski. Cieszę się, że pan Zalewski nie potępił całkowicie inwestowania długoterminowego, pisząc, iż "może być efektywne, pod warunkiem że będziemy rozsądnie zarządzali pieniędzmi". Jest to doskonałe potwierdzenie mojej tezy, gdyż właśnie tego uczą kluby inwestorów, ułatwiając równocześnie kontakt z doświadczonym maklerem, który służy radą i pomocą.Najbardziej zabawne w tym wszystkim było ostatnie pytanie pana Zalewskiego, sugerujące, że propagując długoterminowe inwestowanie narażam domy maklerskie na ogromne straty. A dlatego zabawne, że we Francji to właśnie maklerzy, zachwyceni tym co zobaczyli w USA, doprowadzili do powstania pierwszych klubów inwestorów, a siedziba federacji tych klubów znajduje się na paryskiej giełdzie. Czyżby więc giełda i maklerzy byli na tyle nierozsądni, by szykować sobie zgubę? Spójrzmy na to praktycznie: jeżeli kluby zrzeszają 2,5 mln członków, a przeciętna miesięczna wpłata wynosi 1000 franków (czyli ok. 600 zł), to uzyskamy 1,5 mld zł stałego obrotu. Życzyłbym takiego sukcesu polskiej giełdzie i domom maklerskim.

KRZYSZTOF GRABOWSKIprezes Związku Maklerów i DoradcówTekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora