Wokół parkietu
Po blisko rocznej batalii o zwolnienie osób fizycznych z opodatkowania instrumentów pochodnych podjęto wreszcie odpowiednią decyzję. Niestety, mimo iż wiele osób wypowiedziało się o niej jako najbardziej istotnym kroku w rozwoju tego segmentu rynku - po raz kolejny mamy do czynienia z klasycznym bublem.Chodzi o to, że zwolnienie objęło tylko instrumenty pochodne emitowane w oparciu o papiery wartościowe. Zwolnione z podatku będą opcje oraz warranty na akcje, prawa do akcji, prawa poboru, kontrakty terminowe na indeks (choć sam indeks nie jest papierem wartościowym). W dalszym ciągu jednak nad inwestorami będzie wisiała konieczność zapłacenia podatku od kontraktów terminowych na kursy walut, stopy procentowe czy też przeróżne towary. Wygląda na to, że stosowne zarządzenie zostało skonstruowane byle jak i podpisane w pośpiechu. Mówiąc wprost - ani twórcy nowych przepisów, ani podpisujący je nie do końca chyba wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi.Złudna jest więc nadzieja, że od tej pory rynek kontraktów terminowych zacznie się dynamicznie rozwijać. Większość indywidualnych inwestorów, działających na rodzimym rynku futures, nie zawracała sobie głowy płaceniem podatków: po pierwsze dlatego, że liczyli wciąż na decyzję o zwolnieniu z tego obowiązku, po drugie - z racji niewiedzy urzędników skarbowych. Bo jak im wytłumaczyć że sprzedajemy coś, czego wcześniej nie posiadaliśmy i - co gorsza - mamy na tym stratę, jeśli odkupimy drożej? Doniesienie do prokuratora jak w banku. Dlatego podatki nie były praktycznie żadną barierą w rozwoju tego rynku.Kwestie nadal nie rozwiązane to koszty ponoszone przez inwestora, czyli prowizje płacone na rzecz domu maklerskiego. W PARKIECIE nr 242 zwracałem uwagę, że dopóki koszt transakcji będzie wynosił ok. 100 zł (za otwarcie i zamknięcie pozycji), dopóty inwestorzy będą unikać tego rynku. Aby koszty doprowadzić do poziomu opłat na rozwiniętych rynkach, całkowita prowizja pobierana przez maklera powinna przy obecnej wartości depozytu wynieść ok. 10 zł. Jest to jednak raczej niemożliwe - giełda pobiera bowiem 5 zł, KDPW zaś - kolejne 3 zł od każdego kontraktu (w jedną stronę).Co ciekawe, wraz z możliwością dokonywania transakcji na zagranicznych rynkach poprzez rodzime biura maklerskie rośnie zagrożenie dla rynku terminowego na GPW. Usługa tego typu będzie dostępna na początku tylko dla inwestorów, dysponujących 50 000-100 000 zł. Wiele biur wymaga takich kwot przy grze na rynku futures. Mając więc do wyboru kontrakty na indeks WIG-20 - z olbrzymimi prowizjami, bez zleceń typu stop-loss, bez możliwości "wyjścia" ze stratnej pozycji w trakcie fixingu, a kontraktami na indeks PTX (zachowuje się podobnie jak WIG-20) notowanymi w Wiedniu - inwestor wybierze te drugie. Nawet jeśli prowizje będą równie wysokie, to "ryzyko wewnętrzne" rynku jest znacznie mniejsze - choćby w związku z możliwością zawierania transakcji już od godziny 11.30.
GRZEGORZ ZALEWSKI