TKM
Przełom lat tradycja każe poświęcić na refleksję. A to nad losem własnym, a to nad biegiem wydarzeń w Ojczyźnie, a to wreszcie nad katastrofą, jaką gatunek ludzki sobie gotuje. I wszystko śmiertelnie - może to za mocne, przy świątecznej w końcu okazji, słowo - niech będzie więc, że wszystko w solennym skąpane sosie. Los osobisty musi zatem być ciężki, wydarzenia w kraju rozwijają się w złym kierunku, a co do świata - lepiej nie mówić.Spójrzmy na tę kwestię od innej strony i zaraz, bez nadużywania farby, obraz się zaróżowi. W końcu, lepiej czy gorzej, weselej lub smutniej, wózek swój ciągniemy. W kraju ceny, względnie - rzecz jasna - spadają, a produkt rośnie, i to bezwzględnie. Afery nie burzą porządku, nawet gdy insider sprzeda informacje, albo gdy maklerzy coś zakombinują na lewarach - straci tylko paru inwestorów. My nie, nasze lokaty są pewniejsze.Cały interes, czyli gospodarka, nie zawali się, gdy paru górników, którzy woleli święta spędzić w głębinach swoich kopalni, wymusi na rządzie szczególne traktowanie całej ich grupy. Jakoś to wytrzymamy, choć parę miesięcy temu, kiedy jeden z ministrów proponował, by lepiej potraktować niewielką grupę starszych urzędników w kończących byt urzędach wojewódzkich, rząd rozdarł szaty i zasłonił się pustą kasą.Nie takie niekonsekwencje braliśmy w tym kraju i jakoś żyjemy.Albo weźmy rolników, którzy w trzeciej RP nauczyli się, że władza słucha tylko tego, kto głośniej krzyczy. Rolnicy więc, jak to już w zwyczaj weszło, też się domagają: ograniczenia importu, opłat wyrównawczych, dopłat do eksportu i tak dalej. Nie dostaną pewnie w nowym roku wszystkiego, ale coś sobie załatwią. Dzięki temu zaś, że jeszcze parę ich żądań pozostanie niezaspokojonych, mogą być pewni jutra. Oczywiście, przywódcy organizacji zawodowych rolników. One przecież istnieją tylko poprzez owe rewindykacje. Gdyby rolnicy byli zadowoleni z życia i wicepremiera Balcerowicza, żaden Związek Kółek Rolniczych czy Samoobrona nie mogłyby zaistnieć. Kto wie, może kiedyś - choć pewnie jeszcze nie w 1999 roku - przyjdzie taki czas, gdy rolnicy rzeczywiście będą mogli narzekać tylko na prognozy pogody?W perspektywie mijającego zbyt szybko czasu właściwie żaden ze sporów, jakie przeżywaliśmy, nie wydaje się teraz zbyt istotny. Uspokoiło się w Komitecie Integracji Europejskiej, ludziska już zapomnieli, że był tam jakiś minister i jego zastępca. Jeśli przypomnieć, że kraj podzielił się na zwolenników i przeciwników powiatu w Lesku, to dziś usłyszymy, żeby głowy głupstwami nie zawracać. Podniecenie przed kolejnymi posiedzeniami cadyków od pieniądza też należy do historii.Albo emocje podatkowe, które - wydawało się - zaważą na spójności rządu i jego przyszłych losach. Jakoś wszystko się utrząsnęło i każdy może się chwalić, że coś udało mu się załatwić. AWS, że podatki nie całkiem się wyciągnęły w linię, jego koalicjant zaś, że nie ma nowych dziur w budżecie.Na świecie zmienia się wiele i wpływ najbardziej nawet przebojowych, krajowych związkowców jest na to żaden. Ani na to, że tamte zmiany oddziaływać będą, coraz silniej, na naszą małą rzeczywistość. Weźmy choćby nową walutę europejską. Już przed końcem roku dowiedzieliśmy się, ile tych euro dostaniemy od urzędasów z Brukseli. Nawet, skubani, nie wiedzieli jeszcze, ile mocnych złotówek będzie jeden europejski papier kosztował, a już nam nową forsę wpychają. Całe szczęście, że od przybytku głowa nie boli i - jak dobrze pójdzie - to uda się naszym krajowym urzędnikom porządnie tę walutę wydać. A jeśli nie wiedzą jak, to znam paru ludzi, którzy podpowiedzą.Zawsze wydawało mi się, że ocena najnowszej historii budzi silne emocje. Okazuje się jednak, że w świecie, do którego ideologie i wartości mają słabszy dostęp, czyli przy ocenie ledwie co minionej rzeczywistości gospodarczej, nie obowiązuje zasada, że im czasy są nam bliższe, tym bardziej są nam bliskie.
PIOTR RACHTAN