Początek nowego roku przyniósł znaczące wzrosty na rynkach europejskich. Inwestorzy krajów wchodzących w skład unii walutowej euforycznie przyjęli debiut wspólnej waluty - euro. Giełda warszawska nie pozostała obojętna na wydarzenia zagraniczne. Silny wzrost na fixingu spowodował w następstwie dalszą aprecjację w trakcie notowań ciągłych. Pozytywnym sygnałem jest wyraźny wzrost obrotów połączony z niewielką liczbą zleceń.Wydaje się jednak, że obecny popyt pochodzi ze strony inwestorów krajowych. Oznacza to, że bez napływu nowych kapitałów z zewnątrz rynkowi będzie bardzo trudno przebić się przez poziom 13,2-13,5 tys punktów, gdzie istnieje silna bariera podażowa. Gdyby jednak okazało się, że skala popytu wchłonie całą podaż, możliwy jest dalszy 10-15-proc. wzrost. Bardziej prawdopodobne, moim zdaniem, jest kolejne, nieudane testowanie wspomnianego poziomu. Brak jest bowiem obecnie zarówno pozytywnych sygnałów rynkowych, jak i makroekonomicznych, mogących wpłynąć na dalszy wzrost cen rodzimych akcji.Jedyną oznaką przemawiającą za rychłym zakończeniem trwającej bessy mogą być dość zgodne prognozy analityków spodziewających się pogłębienia tendencji spadkowej w 1999 roku. Panująca jednomyślność nakazuje zastanowić się, czy przypadkiem rynek po raz kolejny nie spłata figla większości inwestorom. Mniejszość przeważnie ma rację, a w naszym przypadku wydaje się, że inwestorów wierzących we wzrost rynku jest znacznie mniej niż pesymistów.Z sygnałów rynkowych nie sposób nie dostrzec stopniowej zmiany preferencji inwestorów w kierunku spółek małych i średnich. Zauważalne jest wyraźne zwiększenie obrotów wskazujące na postępującą akumulację i wzrost cen ponad poziomy stanowiące do niedawna bariery podażowe.

.