Mimo iż większość komentatorów rynku kapitałowego prześciga się w snuciu pesymistycznych wizji rozwoju wydarzeń w br., indeks w ciągu miesiąca wzrósł o ponad 20%. Można by rzec, że znów sprawdza się niepisana reguła rynkowa, że większość nie ma racji i należy grać wbrew przekonaniom tejże większości. Przy założeniu, że zwolnienie wzrostu gospodarczego w Polsce nie powinno trwać dłużej niż jakieś półtora roku, a rozpoczęło się już w trakcie drugiego kwartału 1998 r., w ciągu najbliższych miesięcy powinno zostać osiągnięte dno obecnego cyklu, po którym zaobserwujemy pierwsze symptomy poprawy w co bardziej wrażliwych sektorach. Oczywiście, giełda, będąca najwrażliwszym barometrem gospodarczym, powinna zareagować z odpowiednim wyprzedzeniem na to, co właśnie się dzieje. Nie sposób nie dostrzec, że obecna hossa jest udziałem przede wszystkim spółek o średniej kapitalizacji. Ta kategoria spółek była najbardziej niedowartościowana i to bez względu na to, jakimi wskaźnikami wyceny byśmy się nie posługiwali. Ponadto wiele z tych spółek już się stało bądź może stać się przedmiotem transakcji z inwestorem strategicznym. Tak się jakoś składa, że ceny wezwań dotychczas ogłoszonych lub spodziewanych przekraczają co najmniej o 100% najniższe ceny, jakie akcje tych spółek jeszcze nie tak dawno notowały na giełdzie. Oprócz mody na "wezwania", cenom akcji tych firm powinny również znacząco pomóc kolejne obniżki stóp procentowych i ich realne efekty w postaci pobudzenia krajowego popytu oraz obniżenia kosztu kapitału. Co prawda, w większości przypadków tegoroczne wyniki firm nadal nie będą zachwycać, ale było to już zdyskontowane w cenach. Niektóre spółki usługowe i przemysłowe ukierunkowane całkowicie na rynek krajowy mogą jednak przyjemnie zaskoczyć inwestorów, zwłaszcza w kontekście kiepskich wyników zeszłorocznych, będących efektem schładzania popytu konsumpcyjnego
.