TKM
Od pewnego czasu zmieniają się reguły etyczne w klasie rządzących. Naturalnie - z lepszych na gorsze. Może to zresztą tylko złudzenie, że przedtem było lepiej, a gorzej jest dopiero teraz. To chyba upływ czasu każe zapomnieć o gorzkich stronach rzeczywistości, odsiać i pozostawić w pamięci samą słodycz.Najistotniejsza zmiana, jaka się dokonuje, to odmienna waga przykładana do nielojalności i niekompetencji. Nielojalność staje się tolerowaną regułą, podczas gdy zarzut o brak fachowości wywołuje reakcję, choć też nie zawsze.Wicepremier Balcerowicz przedstawił swoim partnerom koalicyjnym bardzo poufny dokument, który jest katalogiem wszelkich trudności, jakie napotka nasza gospodarka w rozpoczętym dopiero co roku. Jest tam mowa o kryzysie na rynkach finansowych, o katastrofie w Rosji, o widmie recesji w Europie Zachodniej. Są też i nasze wewnętrzne bolączki: złe przygotowanie na nadchodzący wyż demograficzny, przewiny władz publicznych w sferze prywatyzacji, a zwłaszcza odłożenie do greckich kalend prywatyzacji w energetyce, hutnictwie, sektorze naftowym, cukrownictwie itd. Pisze minister finansów o nadmiernym obciążeniu budżetu finansowaniem nieefektywnych sektorów i przedsiębiorstw. Wymienia tu i PKP, i służbę zdrowia, i rolnictwo, i inne branże. Pisze o bezradności ZUS-u, wobec którego zadłużenie rośnie w tempie lawinowym. Wymienia naciski i roszczenia coraz liczniejszych grup pracowniczych. Jest wreszcie opisana w raporcie chroma współpraca koalicyjna, która wywołuje więcej zgrzytów niż skutków pozytywnych.Felieton to nie jest miejsce na referowanie całego dokumentu, który - poufny podobno - jakimś cudem znalazł się, nazajutrz po przekazaniu partnerowi, na łamach prasy. Ten fakt też jest ciekawym przyczynkiem do rozważań nad klasą polityków.Zastanawia natomiast kwestia, czy wicepremier odpowiedzialny za resorty gospodarcze, nie wiedział tego wszystkiego, co w dokumencie podejmuje, nim jeszcze podjął pracę nad podstawowym dla państwa dokumentem, czyli budżetem.W raporcie Balcerowicza charakterystyczny jest pewien ton zdumienia, zdziwienia, zgoła naiwnego, które nie pasuje do tego trzeźwo myślącego i kalkulującego polityka.Jeżeli zatem dowiaduje się on dopiero teraz o wszystkim lub przynajmniej o większości niekorzystnych zjawisk lub procesów, tych subiektywnych, tych zawinionych przez władze, których część sam stanowi, to co z niego za polityk?A jeżeli minister finansów wszystko wiedział, to dlaczego nie próbował wcześniej alarmować, żądać, wreszcie - uwzględnić w budżecie?Nie budzi, nie może budzić zaufania polityk, który tego rodzaju wiedzę ukrywa. Jako obserwator sceny politycznej mam swoje preferencje i sympatie. Lokują się one jednoznacznie po stronie reformatorów gospodarki. Nie mogę jednak pochwalać tego, co szkodzi - koniec końców - reformom właśnie. Bowiem skutkiem tak dziwnego działania, jak publikacja owego poufnego raportu, nie jest załatwienie właściwego systemu podatkowego czy poprawienie kiepsko rozpoczętej reformy służby zdrowia, lecz erozja podstaw systemu demokratycznego państwa.W takim momencie pojawia się następne pytanie, odłożywszy na bok sprawę lojalności czy to wobec partnera, czy nawet - co też jest regułą - wobec wyborcy, a pytanie to dotyczy kwalifikacji i kompetencji politycznych. Oraz - konsekwencji niedostatków tych atrybutów polityków.Unia Wolności stosuje technikę ucieczki do przodu. Sporo w takiej ocenie jest racji. Rzecz jednak w tym, że wiadomo, przed czym się ucieka, jednak cel, ten odległy, jest niejasny. Wyjść z koalicji? Można, lecz co dalej? Zostać? Po każdej awanturze w Sejmie albo w gabinecie jest z tym coraz trudniej. Może więc nowe wybory? Werdykt wyborców będzie wtedy bezlitosny!Jedyna w ostatnich dniach korzystna informacja to spadek spożycia alkoholu. Cieszy doktora Mellibrudę, lecz martwić musi fiskusa. Jednak zacier coraz żywiej fermentuje i to już nie w gorzelniach, a w gabinetach rządowych. Od tego fermentu w głowie się kręci...
PIOTR RACHTAN