Wokół parkietu

Dominującą cechą wśród inwestorów na rynkach kapitałowych jest optymizm. Wszak większość z nich zarabia na wzrostach cen, co powoduje, że muszą oczekiwać (z pobudek mniej lub bardziej racjonalnych) postępującego wzrostu wartości przedsiębiorstw. Wśród ogólnej liczby inwestorów odsetek korzystających z krótkiej sprzedaży (zarabianiu w trakcie spadku kursów) jest stosunkowo niewielki.W pewien sposób może to tłumaczyć m.in. opieszałość KPWiG we wprowadzaniu tego instrumentu. Pocieszeniem jest fakt, że kilkadziesiąt lat temu w USA korzystanie z krótkiej sprzedaży na rynku akcji było uznawane za całkowity przejaw braku patriotyzmu - wykorzystywanie kłopotów amerykańskiej spółki do zarabiania pieniędzy było niemoralne.Optymizm inwestora może mieć, niestety, niezbyt optymistyczne skutki. Na tak wysoko skorelowanym rynku jak polski praktycznie brak jest instrumentów, które stanowiłyby alternatywę dla akcji. W związku z tym przeciętny uczestnik rynku kapitałowego musi żyć cały czas nadzieją na rychły wzrost cen. Co gorsza, nawet jeśli w trakcie zapoczątkowanej fali wzrostowej pojawiają się ewidentne sygnały, że jest to słaby ruch korekcyjny, większość będzie próbowała na nim zarobić. Te sytuacje powtarzają się tak często, że w wielu przypadkach można powiedzieć, iż człowiek nie uczy się na własnych błędach. Winę zaś za to ponosi nieuzasadniony optymizm.Innym często popełnianym błędem jest dziwny rodzaj nadziei, związany z posiadanymi akcjami. Występuje on m.in. wśród wielu analityków technicznych. Wystawiają oni prognozę dla całego rynku, na podstawie której oczekują znacznych spadków cen. Tymczasem w przypadku posiadanych przez siebie akcji stwierdzają, iż nie powinny one spaść tak bardzo jak rynek. Konsekwencje takiego podejścia są zwykle nieprzyjemne.Złudne nadzieje rodzi również samo zachowanie się rynku. Spójrzmy na wykres A. Jak widzimy, w trakcie 40 sesji, cena akcji spadła ze 100 zł do 70 zł (czyli o 30%). Przyjmijmy, że kupiliśmy te walory właśnie po 100 zł. Ile razy patrząc na codzienne wyniki mogliśmy łudzić się, że to już koniec spadków, że nie warto sprzedawać, bo dołek już blisko? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.Spójrzmy teraz na wykres B. Spadek cen jest identyczny, jak w pierwszym przypadku - 30% w ciągu 40 sesji. Jednak na drugim wykresie widoczna jest oczywista regularność - kurs spada 0,75 zł dziennie. Prawdopodobnie większość z nas zamknęłaby taką pozycję bardzo szybko. Taki wykres nie daje zbędnych złudzeń (na marginesie ciekawe, jak zachowałaby się większość inwestorów po pierwszym wzroście, który nastąpiłby po długiej serii spadków). Dzięki temu prostemu porównaniu widać chyba, jak bardzo złudny może być optymizm, polegający na oczekiwaniu na wzrosty.

GRZEGORZ ZALEWSKI