Tydzień w gospodarce

Czy ustępstwa wobec protestujących rolników, lekarzy, pielęgniarek i pracowników innych dziedzin, którzy włączają się lub zamierzają się włączyć do tej kampanii grożą zachwianiem pewnego porządku, którym dotychczas Polska korzystnie wyróżnia się w grupie krajów naszego regionu? Czy zagraża wywalczonej na początku lat dziewięćdziesiątych i nie bez trudu od tamtej pory podtrzymywanej względnej stabilizacji gospodarki?Spór o to, czy gospodarka powinna być silniej lub słabiej stabilizowana, lub pobudzana w ciągu całego tego czasu, oczywiście nie ustawał, ale był w miarę cywilizowany. Politycy oraz eksperci oficjalni i niezależni stawiający na stabilizację zwracali uwagę, że mimo osłabienia wzrostu popytu krajowego rośnie on szybciej niż PKB. Załamania finansowe w otoczeniu zagranicznym Polski były dla nich argumentem uzasadniającym politykę osłabiania popytu krajowego, ponieważ zwiększało naszą odporność na podobne załamanie (poprawiało fundamenty makroekonomiczne). O tym, że gospodarka nie jest nadmiernie chłodzona, świadczył wzrost deficytu na rachunku bieżącym bilansu płatniczego. W charakterze lekarstwa przeciwdziałającego nadmiernemu napływowi kapitału krótkookresowego proponowali dalsze upłynnienie kursu złotego (rozszerzenie korytarza dopuszczalnych odchyleń kursu złotego od parytetu z obecnych +12,5% do +15%). Byli zwolennikami szybszego zmniejszania relacji deficytu finansów publicznych do PKB oraz ostrożnej polityki obniżania stopy procentowej.Stawiający na pobudzanie byli zdania, że osłabienie tempa wzrostu gospodarczego następowało w ostatnim okresie zbyt gwałtownie. Ich zdaniem, załamania finansowe w otoczeniu zagranicznym Polski, powodujące osłabienie popytu zagranicznego, powinny skłaniać raczej do podtrzymywania niż osłabiania popytu krajowego. Nie powinno się nadmiernie przyspieszać spadku relacji deficytu finansów publicznych do PKB. Ostatnie obniżenie stopy procentowej przez RPP było raczej spóźnione niż przesadne.Jest w tym rozróżnieniu oczywiście pewne uproszczenie, ponieważ w wielu sprawach opinie różnych uczestników sporu krzyżowały się.Zwolennicy obu opcji przeważnie zgadzali się, że należy prowadzić politykę gospodarczą sprzyjającą wzrostowi eksportu. Zwolennicy pierwszej stawiali na wzrost konkurencyjności przez wolniejszy wzrost kosztów w porównaniu z cenami. Zwolennicy drugiej przekonywali, że te możliwości podtrzymywania eksportu zostały wyczerpane.Ustawa budżetowa była kompromisem obu opcji. Może ze wskazaniem na pierwszą z nich. Zupełnie inną sytuację stwarza protest rolników. Należy być oczywiście pragmatycznym i starać się zrozumieć, że rząd chciałby rozładować kłopotliwą sytuację, w której doszło do gwałtownego nasilenia napięcia w dużej grupie społecznej. Przeznaczenie na ten cel dodatkowych 200-300 mln złotych z budżetu byłoby może nawet uzasadnione, ale najwyższy czas, żeby powiedzieć więcej o tym jaką politykę chce się prowadzić w rolnictwie w okresie wieloletnim, w tym w najbliższych latach (ewentualnie ze wskazaniem na kilka różnych możliwych scenariuszy). W zależności od przyjętego kryterium ukryte bezrobocie w rolnictwie wynosi od 1 do 2 mln osób. Podobnie z negocjowanymi obecnie podwyżkami płac oddzielnie z pielęgniarkami i lekarzami różnych specjalności. Ci, którzy nazywają to reformą, nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, o co w tej reformie rzeczywiście miało chodzić.Trzecim rozgrywającym mają być obecnie liderzy związków zawodowych, którzy chcą przedstawić w imieniu protestujących stanowisko do negocjacji z rządem. Nie próbujmy tego nazywać obroną reform.

MAREK MISIAK