Makrotydzień
Protesty rolników nie ustają. Chłopi zawiesili w czwartek blokady dróg, ale nie zakończyli protestu. Rząd przedstawił wstępnie pakiet dość ogólnikowych rozwiązań. Chodzi o zwiększenie eksportu i zmniejszenie importu żywności, wydłużenie spłat kredytów obrotowych i ograniczenie roli pośredników w handlu żywnością. Z nie-oficjalnych informacji, jakie docierały do opinii publicznej, wynika, że rząd był gotów podnieść cenę skupu wieprzowiny z zaproponowanych w ubiegłym tygodniu 2,8 zł do 3,1 zł za kg. Rolnicy jednak chcieli 3,4 zł.
Problemy wsi są zaniedbywane od lat. Kroplą, która przepełniła dzban, był rosyjski kryzys. Doszło do załamania eksportu żywności. Można się było domyślać, że kondycja ekonomiczna gospodarstw jeszcze się pogorszy. Ale rząd zachowywał się tak, jak gdyby nie było problemu. Dopiero blokady dróg, które sparaliżowały transport, zmusiły administrację do zainteresowania się sytuacją w rolnictwie. Powstają klecone naprędce programy. Wszystko się kręci wokół doraźnych działań, by tylko uspokoić rolników. Tymczasem problem jest głębszy i nie do załatwienia w ciągu kilku dni. Przede wszystkim trzeba mieć wizję rozwoju wsi i rolnictwa. Zwłaszcza że zbliża się czas integracji z Unią Europejską.
Strajk generalny lekarzy jest ciągle aktualny. Chodzi nie tylko o anestezjologów i pielęgniarki. Komitet Obrony Reformy Ochrony Zdrowia domaga się podwyższenia składki na ubezpieczenia zdrowotne z obecnych 7,5 do 11%. Wicepremier Balcerowicz ostrzega, że wyższe składki to również wyższe podatki. Jego zdaniem, na podniesienie płac w służbie zdrowia nie pozwala niegospodarność w tym sektorze.
Pytanie, czy wprowadzana reforma służby zdrowia zmniejszy tę niegospodarność. W Szwecji składka wynosi właśnie 11%, i to od znacznie wyższych dochodów, a mimo to pacjenci czekają na zabiegi, lekarze zaś uciekają do prywatnych klinik. System kas chorych nie jest skazany na sukces. Zwłaszcza że wymaga rozbudowanej administracji, która także kosztuje. Reformę lecznictwa trzeba było rozpocząć 9-10 lat temu. Skoro lekarze wykonywali prywatne zabiegi w państwowych szpitalach, to zamiast przymykać oczy, należało pobierać od nich opłaty leasingowe. Może do tej pory część placówek zdołałaby się sprywatyzować. Ponadto jawna odpłatność (pełna? częściowa?) pozwalałaby rządowi mieć kontrolę nad cenami. Hołdowanie koncepcji, że lekarz może zarabiać mniej niż kasjerka w banku, bo i tak weźmie łapówkę, doprowadziło do korupcji i demoralizacji części służby zdrowia.