Na wczorajszej sesji mieliśmy do czynienia z kontynuacją lekkich ubiegłotygodniowych spadków, które są odzwierciedleniem nastrojów panujących na największych giełdach światowych. Wydaje się, że w krótkim terminie ta ograniczona korelacja polskiego rynku z rynkami światowymi będzie się utrzymywać, natomiast w dłuższym terminie oczekiwałbym znacznej poprawy siły relatywnej całego naszego regionu. Na razie inwestowanie jest utrudnione brakiem wiedzy oraz wiarygodnych prognoz odnośnie do rozwoju sytuacji w Ameryce Łacińskiej i w Azji, a inwestorzy kierują się głównie emocjami oraz analizą psychologiczną. To, że nie napływają nowe pieniądze zagraniczne typu "fundusze powiernicze", widać wyraźnie po statystyce obrotów biur maklerskich za styczeń, gdzie udział większości biur zagranicznych znacznie spadł. Przekłada się to przede wszystkim na notowania blue chipów, tym bardziej że w odróżnieniu od tak zwanych średnich spółek nie są one przedmiotem żadnych spektakularnych przejęć ani fuzji. Jeśli zaś chodzi o rodzimych inwestorów, to można generalnie wyróżnić dwie kategorie: fuzjomanów, tzn. tych, którzy na faktycznie ogłoszonych wezwaniach lub udanych spekulacjach zarobili dużo pieniędzy i nadal inwestują w tym kierunku, oraz tych, którzy nie wyczuli rynku i z tego tytułu znajdują się w głębokim psychicznym dołku. Uważam, że moda na wezwania będzie się utrzymywać, gdyż nadal daje się zidentyfikować grono spółek, które mogą być przedmiotem takiej transakcji ze względu na ich atrakcyjną wycenę oraz silną pozycję rynkową. Jakkolwiek by było, kupno w miarę zrestrukturyzowanej i nowoczesnej firmy kosztuje znacznie mniej niż budowa od podstaw fabryki oraz sieci dystrybucji. Przypadek Grajewa uczy jednak, że proste podłączanie się do trendu bez przeprowadzenia gruntownej analizy fundamentalnej może mieć bardzo nieprzyjemne zakończenie.
.