Tydzień w gospodarce

Tomasz Decewicz z ING BSK AM w dyskusji zorganizowanej przez miesięcznik "Rynek Kapitałowy" o przydatności prognozy makroekonomicznej dla inwestora instytucjonalnego powiedział, że zadaniem analityka w instytucji finansowej jest znalezienie okazji inwestycyjnej polegającej na tym, że jego oczekiwania będą inne niż oczekiwania rynku. Chodziło mu o to, że prognoza generalnie zawsze wyraża jakieś oczekiwania dużej części rynku i on powinien ją przyjmować w swojej analizie za punkt wyjścia, ale powinien szukać okazji inwestycyjnej, która polegałaby na odgadnięciu prawdopodobnego błędu w prognozie, kiedy rzeczywistość ukształtuje się od niej odmiennie. Trafne przewidzenie błędu stwarza możliwość uzyskania przewagi przez strategię inwestycyjną jego firmy w porównaniu z innymi.Zmiany zachodzące w gospodarce przeżywającej napięcia finansowe stwarzają dużo okazji do takiego poszukiwania. Przed 1998 r. częstą praktyką stosowaną przez niezależne ośrodki eksperckie było podwyższanie o kilka punktów procentowych oficjalnej prognozy inflacji. Wychodziło się ze słusznego założenia, że oficjalna prognoza Ministerstwa Finansów wymaga pewnej korekty w górę, ponieważ wzrost gospodarczy będzie trochę wyższy w porównaniu z prognozą oficjalną i wyższy w porównaniu z tą prognozą będzie popyt krajowy. Niespodzianką okazała się znacznie niższa w porównaniu z oficjalnie prognozowaną inflacja w grudniu ub.r. Kilka dni temu MF oficjalnie szacowało, że w styczniu br. roczny wskaźnik wzrostu cen konsumpcyjnych obniży się do 7,2 proc. wobec 8,1 proc. założonych na grudzień br. w tegorocznej ustawie budżetowej. Obniżył się do 6,8 proc. Czy to oznacza, że nasz analityk powinien, w przeciwieństwie do praktyki z okresu poprzedzającego 1998 r., zacząć pomniejszać oficjalną prognozę inflacyjną?Przeciwko takiemu postępowaniu przemawiałby deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego, również znacznie wyższy od prognozowanego oficjalnie. W ustawie budżetowej na 1998 r. i w prognozie monetarnej szacowano, że deficyt ten wyniesie znacznie mniej, niż wyniósł. Prof. Barbara Liberska z SGH w referacie "Wnioski z kryzysu w Meksyku i krajach Azji Południowo-Wschodniej" pisze, że w Czechach przed kryzysem finansowym relacja tego deficytu do PKB osiągnęła wprawdzie znacznie wyższy poziom (8,3 proc.), ale w krajach Azji Południowo-Wschodniej do kryzysu dochodziło przy deficycie niższym (na Filipinach 5,9 proc., w Korei Południowej 4,8 proc.). My możemy sobie jednak na więcej pozwolić dzięki dopływowi kapitału w formie zagranicznych inwestycji bezpośrednich (ok. 600 mln USD średnio miesięcznie w 1998 r.) Warunkiem utrzymania szerokiego strumienia dopływu tego kapitału w nadchodzących latach jest konsekwentna prywatyzacja gospodarki oraz szybki rozwój instytucji rynku finansowego. Myślę, że dopływ tego kapitału w najbliższych kwartałach będzie skutecznym antidotum na zagrożenie kryzysem finansowym. Na dalszą metę głównym problemem staje się natomiast eksport. Nie powinniśmy się jednak łudzić, że przed rolnictwem otworzą się duże możliwości powiększania popytu na żywność i dotyczy to nie tylko rynku zagranicznego, ale w nie mniejszym stopniu rynku krajowego. Utrzymywanie wysokich ceł jest kijem o dwóch końcach. Nadwyżka żywności na rynku krajowym z punktu widzenia tłumienia inflacji będzie na bliską metę okolicznością sprzyjającą. Nie będzie jednak sprzyjała łagodzeniu napięć społecznych na wsi. Gdzie znaleźć setki tysięcy nowych miejsc pracy dla osób, które stanowią ukryte bezrobocie w polskim rolnictwie?Osłabienie złotego na rynku walutowym - ciągle jeszcze przecież powyżej parytetu - wydaje się w tych warunkach zjawiskiem pozytywnym, właśnie ze względu na sytuację w bilansie płatniczym i eksporcie. Doceniam wpływ opinii o przewidywanych zmianach stopy procentowej, ale - wbrew niektórym komentarzom (Z. Krajewskiej we wczorajszej "Rzeczpospolitej") - myślę, że grubą przesadą jest obarczanie winą za ostatnie osłabienie naszej waluty Stanisława Gomułki, doradcy ministra finansów, który nieco wcześniej wskazywał publicznie na małe prawdopodobieństwo kolejnej obniżki stopy procentowej.Inflacja w 1999 r. okaże się prawdopodobnie o ok. 2,3 pkt. proc. niższa, niż założono w oficjalnej prognozie, ale przypuszczam, że wartość złotego na rynku walutowym obniży się - w przeciwieństwie do roku poprzedniego - nieco więcej od inflacji i trochę więcej, niż założono oficjalnie. Nie w tym stopniu jednak, by kwalifikowało to już naszą sytuację do miana kryzysowej.

MAREK MISIAK