Zjazd złotego
Trwa ostry zjazd złotego. Niewiele już brakuje do przebicia psychologicznej bariery parytetu. I równie mało do osiągnięcia symbolicznej granicy czterech złotych za dolara. Naturalnie wnioskowanie na podstawie argumentów psychologicznych, operowanie bogatą symboliką, to nie jest coś, co nauczyciele szczególnie zalecaliby studentom ekonomii. Z tym że akurat w przypadku pieniądza trudno naprawdę o rzecz istotniejszą niż zaufanie. A w końcu, co to jest zaufanie? Najczystsza psychologia i symbolika.Z zaufaniem do złotego nie jest ostatnio najlepiej. Bierze się to stąd, że cała kupa gości niejedną już piłę wyszczerbiła, pracując nad tą gałęzią, na której wszyscy razem siedzimy. I teraz oni akurat odnotowują sukcesik. Wypowiedzi z ostatniego półrocza nawołujące do osłabienia złotego zapełniłyby parę półek w Bibliotece Narodowej. Znalazłyby się tam rękopisy, maszynopisy, dyskietki, nagrania, chrząknięcia i mruknięcia dla serwisów prasowych wielu zacnych postaci publicznych i osób bliżej nierozpoznawalnych. Dziennikarze uwielbiają bowiem testować moc złotego na profesorach, politykach i taksówkarzach, czyli na amatorach i zawodowcach.Dość trudno natomiast byłoby wśród tych dzieł zebranych trafić na wypowiedzi obrońców mocnego złotego. Nie znaleźlibyśmy tam oświadczeń: pana prezydenta ani pana premiera, ani pani prezes NBP, ani pana wicepremiera-ministra finansów, ani jego pierwszego zastępcy, ani jego pierwszego doradcy, ani też wspólnego oświadczenia zespołu doradców makroekonomicznych, ani koalicji, ani opozycji, ani INE PAN, ani niezależnych ośrodków badawczych, ani nawet zbyt wielu pojedynczych ekonomistów.Lista nieobecności sympatyków mocnego złotego, krótko mówiąc, byłaby długaśna. A spis rzeczników jego osłabienia wyczerpująco-imponujący. W tej sytuacji na prawdziwy cud zakrawa, że złoty tak długo, tak dobrze się trzymał. Nie może też szczególnie dziwić, że w końcu ugiął się pod ciosami tylu siekier, wideł, batów, kijów bejsbolowych.Pytanie o to: dlaczego pieniądz mocniejszy ma mniej zwolenników niż pieniądz słabszy, jest pytaniem dziecinnie naiwnym. Zdecydowane opowiadanie się za "twardym" złotym świadczy - wiadomo - o ciasnym monetaryzmie, o braku szerszych ekonomicznych horyzontów, o wycinkowym oglądzie skomplikowanej natury życia politycznego, wreszcie o totalnym braku wyczucia na rzecz tak szalenie ważną, jak społeczne nastroje. Umiarkowane opowiadanie się za złotym może nie "miękkim", ale w każdym razie "mięknącym", czyli zawsze słabszym niż jest obecnie, zaświadcza natomiast o imponująco panoramicznych horyzontach, interdyscyplinarnym oglądzie rzeczywistości, o myśleniu w kategoriach państwa, a nie tylko czegoś tak ordynarnie pospolitego, jak pieniądz.Dlaczego słabszy złoty jest górą, a mocniejszy dołem? Bo tak nakazuje aktualny katechizm życia publicznego. A kto katechizmu politycznej poprawności nie przestrzega, skazany jest co najwyżej na pełne politowania współczucie.Kto to lubi? Kto świadomie wybiera los odszczepieńca? Kto godzi się, by politycznie poprawni bez przerwy przyklejali mu etykietkę osobnika jednostronnego, o ciasnych poglądach, niedouczonego, niereformowalnego, kogoś nie pojmującego, co to takiego skuteczna polityka? Czy nie lepiej zaliczać się do tej szlachetnej elity, która w swej mądrości rozgryzła mechanizm funkcjonowania współczesnej demokracji, która doskonale interpretuje sztukę kompromisu, która cieszy się poparciem zdezorientowanej, rozproszonej większości i jak najbardziej świadomych mniejszościowych lobbies zainteresowanych osłabieniem złotego?Oj, lepiej, lepiej. A przy tym wszystko to jeno ku pożytkowi ukochanej Ojczyzny. Wątlejszy złoty zdecydowanie umacnia naszą Niepodległą. A kiedy już porządnie złotego osłabimy, to damy więcej pieniędzy na wszystko, a Polskę wzmocnimy, jak diabli.
JANUSZ JANKOWIAK