Praktyczne spojrzenie
Moja żona kupiła ostatnio leczniczy szampon do włosów. Dostępny tylko w aptece, całe szczęście, że nie trzeba było na to recepty. Pierwsze co zrobiła, to otworzyła opakowanie i - jak to jest zalecane w przypadku wszystkiego, co się kupuje w aptece - zaczęła czytać ulotkę informacyjną. No i co się okazało? Owszem, coś tam w środku było, ale - jakby to powiedzieć... - była to "informacja inaczej".Na początek mamy prawdziwą perełkę: "Szampon (...) jest naukowo opracowanym produktem zawierającym jedynie rzeczywiście potrzebne składniki". Aż dusza naukowca się raduje, a i splendor przyrasta, że to taki "naukowy" szampon. Z niecierpliwością więc czytamy dalej, starając się dowiedzieć, jakież to naukowe składniki są "jedynie rzeczywiście potrzebne"? A tu co? A nic. No nie, przepraszam, jest cała masa reklamy. O składnikach nie dowiemy się nic, poza tym, że są. Za to można wyczytać, że szampon ten jest jeszcze lepszy niż inne najlepsze szampony. A dlaczego najlepszy? A dlatego, że jest najlepszy i basta!Podobnymi "informacjami inaczej" jesteśmy teraz zalewani codziennie. Takiej zmasowanej kampanii reklamowej już dawno nie przeżywaliśmy. Wszyscy już chyba wiedzą, o czym mówię? Oczywiście o funduszach emerytalnych! A to więc widzimy ślicznego bobasa bawiącego się klockami, a to dla odmiany słyszymy o wspaniałej firmie, niech się nazywa "ajejej" (tym, którzy nie boją się przyznać, że nie znają angielskiego, podpowiem, iż jest to IAA, cokolwiek by to miało znaczyć). I czegóż jeszcze można się z tych reklam dowiedzieć? Oczywiście, że "nasz" fundusz jest jeszcze lepszy od tych najlepszych, bo skoro temu ślicznemu bobasowi udało się coś zbudować z klocków, to oczywistym jest, że "ajejej" zbuduje nam wspaniałą przyszłość. Ufff!!!Ale gdzież tu jest informacja, na podstawie której mamy podjąć najważniejszą w naszym życiu decyzję, której skutki odczujemy w późnej starości? No właśnie, gdzie? Owszem, możemy się zapoznać z rozmaitymi prognozami, oczywiście zawierającymi "naukowe" warianty - optymistyczny, pesymistyczny i realistyczny. Tylko czy coś z nich wynika? Nic, ponieważ na wszelki wypadek nikt nie podaje, na jakich założeniach te prognozy zostały oparte. Zależnie więc od tego, kto je sporządził, możemy się dowiedzieć, iż w wariancie optymistycznym spędzimy starość na Seszelach, a w wariancie pesymistycznym tylko na Karaibach. Albo też, że w wariancie pesymistycznym spędzimy ją pod mostem, a w wariancie optymistycznym będziemy mogli się schronić pod dziurawym namiotem, nawet z werandą.Czuję się zupełnie jak ten osiołek w bajce Aleksandra hrabiego Fredry (skąd też ci hrabiowie tak dobrze wiedzieli, co nas będzie czekać w kapitalistycznej Polsce?), który z nadmiaru szczęścia nie potrafił wybrać między owsem w jednym żłobie a sianem w drugim. Wybór był tak trudny i skomplikowany, "że oślina pośród jadła - z głodu padła" i szczęśliwie nie dożyła emerytury. My jesteśmy w znacznie gorszej sytuacji od tego nieszczęśnika. On przynajmniej miał konkretny wybór, miał dostęp do wszystkich niezbędnych informacji, bo przecież każdy osioł zna się na owsie i sianie.My nawet tego nie mamy, gdyż z tej masy reklamy trudno odcedzić jakieś konkretne informacje. Bądź tu mądry i pisz wiersze... Spróbuję więc i ja. Mam tylko nadzieję, że hrabia Aleksander wybaczy mi tę nieudolną parafrazę: "Osiołkowi w żłoby dano, w jeden reklamę owsa, w drugi reklamę siana".
KRZYSZTOF GRABOWSKI
prezes Związku Maklerów i Doradców
Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora.