Giełda wcale nie taka znakomita

Na przekór tytułowi wcale nie zamierzam pisać o reformie służby zdrowia i ministrze Maksymowiczu. Do napisania poniższego tekstu sprowokowały mnie dobre rady prezesów Rozłuckiego i Grabowskiego, adresowane do drobnych inwestorów, takich jak ja, i publikowane do znudzenia na łamach Parkietu. Jako inwestor, obecny na GPW od połowy roku 1992, i były pracownik dwóch spółek giełdowych nie bardzo wierzę, że zakładanie klubów inwestora albo aktywny udział w WZA i domaganie się od zarządów spółek generowania zysków diametralnie poprawi koniunkturę na GPW. Wolałbym za to, aby obaj wspomniani panowie zamiast strzelistych manifestów poprawili to, co leży w granicach ich kompetencji.

Od początku wzrostów w 1995 roku utarło się przekonanie, że GPW jest najlepszą giełdą w dawnych demoludach, a nasze uregulowania prawne są najlepsze na świecie. Jeżeli porównać GPW np. z giełdą w Pradze (znam z autopsji, zwłaszcza RM System) czy w byłych republikach Związku Radzieckiego, jest to być może prawda, ale wcale nie oznacza, że nie ma już nic do zrobienia. Kolejne fale spadków od czerwca ubiegłego roku udowodniły, że giełda musi umożliwić krótką sprzedaż i składanie zleceń stop loss. Nie wiem, dlaczego GPW nie aktualizuje na bieżąco wielkości bloków na notowaniach ciągłych i wielkość bloku dla Jutrzenki to 50 szt., a np. dla Okocimia już 250, mimo że cena obu papierów oscyluje obecnie koło 20 zł. Co stoi na przeszkodzie, aby okresowo, wraz ze zmianami kursów akcji korygować wielkość bloku, by jego wartość zawierała się w przedziale np. 1500 do 2500 zł? Nie jest to zresztą jedyna niekonsekwencja w notowaniach ciągłych. Ustalanie kursu otwarcia w widełkach (...) powoduje, że przy nagłych wzrostach, np. po ogłoszeniu wezwania, albo przy gwałtownych spadkach jedyne transakcje są zawierane na notowaniach ciągłych, w pobliżu górnych lub dolnych widełek, a fixing kończy się bez transakcji. Bardziej logiczne byłoby, gdyby ogłaszany o 11.30 fixing był jednocześnie kursem otwarcia, potem zaczynały się notowania ciągłe, z widełkami. (...)Kim ma być maklerAktualna rola maklerów w biurach maklerskich nie daje żadnej możliwości wykorzystania ich kwalifikacji, sprowadzając ich pracę do wklepywania zleceń w komputer, do czego nie potrzeba pracowników spełniających tak wysokie wymagania, jakie aktualnie stawia się maklerom papierów wartościowych. Marzy mi się, abym miał możliwość wyboru sposobu składania zleceń - albo przez modem z własnego komputera, mając przez całą dobę dostęp w trybie on line do mojego rachunku, co zresztą powinno być najtańszą formą świadczenia usług przez biuro maklerskie (...) albo mieć możliwość korzystania z usług maklera, który na bieżąco monitoruje mój portfel i z którym mogę skonsultować, którą pozycję powiększyć, a którą zamknąć. Usługi maklerskie w obecnej postaci mogłyby pozostać dla uczestników rynku sporadycznie korzystających z usług biura maklerskiego, którzy zresztą powinni płacić proporcjonalnie wyższe prowizje. (...)Osobną sprawą jest kredytowanie zakupu akcji. Obecnie obowiązuje zasada, że linię kredytową na zakup papierów wartościowych można otworzyć na rok, potem należy ją spłacić i dopiero wtedy można starać się o otwarcie następnej. Jeżeli giełda jest w dołku i przychodzi termin wymagalności kredytu, a zostało się na papierach, straty są nie do uniknięcia.Co jednak (oprócz bezsensownych przepisów) stoi na przeszkodzie, abym - jako klient biura maklerskiego - miał stały, odnawialny kredyt, np. do wysokości połowy wartości portfela, bo przecież i tak, jeżeli wartość portfela spadnie poniżej wielkości określonej współczynnikiem bezpieczeństwa, biuro maklerskie bez skrupułów sprzeda moje papiery, nie przejmując się, czy poniosłem stratę czy nie. Dlatego nie rozumiem zachwytów pana prezesa Grabowskiego z powodu ukarania maklerów za to, że nie dopilnowali, aby kredyt na zakup akcji nie został użyty na coś innego. Póki udzielony mi kredyt jest zabezpieczony moimi papierami, powincznie moją sprawą, czy stracę go na zakup akcji, czy też przepuszczę z bezpruderyjnymi panienkami.Przestępstwo i jużKolejną sprawą jest insiding. Tu nie ma zmiłuj się, na całym świecie jest to przestępstwo i nie ma miejsca na porozumiewawcze chrząknięcia i mrugnięcia jak w reklamach piwa. Przy każdym podejrzeniu musi być doniesienie do prokuratora, a rolą GPW i KPWiG musi być pomoc w przeszkoleniu odpowiedniej liczby prokuratorów, by nie traktowali insidingu jako wykroczenia o znikomej szkodliwości społecznej. Kolejne spółki, na które gwałtownie rósł popyt tuż przed ogłoszeniem wezwania, dowodzą, że w przypadku GPW insiding jest zjawiskiem nagminnym, a żadne z licznych podejrzeń nie zakończyło się rozprawą sądową.Jak najmniej politykiNastępnym z czynników, ściągających GPW w dół, są korelacje między polityką i gospodarką. Powodują one, że mając w portfelu akcje spółek, w których znaczącym udziałowcem jest Skarb Państwa, zawsze trzeba traktować je jako papiery podwyższonego ryzyka. Zaczęło się od BSK, gdy wiceminister finansów, aby podreperować budżet, sprzedał 4% akcji, co rozpoczęło Wielką Bessę na GPW. Objęcie teki ministra skarbu przez Emila Wąsacza spowodowało nasilenie wydarzeń niekorzystnych dla inwestorów. Po sprawie NFI Progress i skierowaniu całej emisji obligacji dla Raiffeisena, przyszła afera Impexmetalu i przekazania rzeczywistej kontroli nad nim Nomurze, mimo że wszyscy wiedzieli, że Nomura ma chęć na odkupienie od Skarbu Państwa całego pakietu akcji, a zarządzając Impexmetalem może go w całkiem dowolny sposób dołować. Równie niesympatycznie wygląda sprawa Banku Handlowego, dla którego zabrakło miejsca na krótkiej liście zakwalifikowanych do roli inwestora strategicznego dla Pekao SA. Znaczącym akcjonariuszem BH został za to przeżywający poważne problemy finansowe PZU SA, bo pan minister skarbu po prostu postanowił posiadanymi przez Skarb Państwa akcjami BH dokapitalizować politycznie słuszny, choć kulejący PZU. Wszystko dlatego, że minister Wąsacz utożsamia się z inną opcją polityczną niż prezes Stypułkowski z BH, a prezes Jamroży z PZU jest swój. Podobnie wygląda sprawa Universalu, bo gdyby prezes Przywieczerski był politycznie słuszny i nie wydawał "Trybuny", to standing finansowy Universalu nie byłby powodem do wycofania go z obrotu i mógłby, ku ogólnej uciesze, rzęzić w spokoju, jak np. znana wszystkim spółka budowlana ze Szczecina (też znam z autopsji). (...)Panom prezesom poleciłbym starą radę - lekarzu, lecz się sam. Do prawidłowego funkcjonowania GPW naprawdę nie wystarczą regulacje, które animatorzy rynku kapitałowego uważają za bezbłędne, trzeba również uwzględnić interesy inwestora, za którego pieniądze kręci się ten cały światek.

ALEKSANDER WEKSLER