Tydzień w gospodarce
Jak wiadomo, filozofia prognozy ostrzegawczej polega na tym, że wyobrażamy sobie, co stać się może, choć nie powinno. Liczymy na to, że decydenci wezmą to pod uwagę i unikniemy przez to najgorszego. Nie powiem, żeby decydenci z radością dowiadywali się o ogłaszaniu takich prognoz. Zmuszają one do krytycznego zastanowienia się nad swoimi dotychczasowymi decyzjami i ewentualnej korekty następnych. Skłonni są nawet obciążać autorów prognoz odpowiedzialnością za swoje niepowodzenie. Prognozy ostrzegawcze zmniejszają - ich zdaniem - kredyt zaufania do decydentów i w ten sposób stają się faktycznie prognozami samospełniającymi się.Na wysoki deficyt budżetu państwa po pierwszych 2 miesiącach br. wpłynęły niewątpliwie okoliczności wyjątkowe, jak przeniesienie przez niektóre firmy części rozliczeń podatkowych z lutego na marzec. Jeśli doprowadzenie do porównywalności pozwalałoby na pomniejszenie nawet o 1 mld zł deficytu wynoszącego w końcu lutego 7,5 mld zł (58,5% planowanego na cały rok), to i tak byłoby to jednak o wiele za dużo.Komentatorzy dość zgodnie stwierdzają, że czeka nas konieczność cięcia wydatków i zweryfikowania przyjętego w ustawie deficytu budżetowego. Nie jest jednak przecież obojętne, o ile przyjdzie zredukować wydatki, a o ile zwiększyć deficyt.Przedstawiciele MF zalecają, by poczekać na wyniki następnych miesięcy. Z danych statystycznych o produkcji sprzedanej w przemyśle za okres pierwszych 2 miesięcy oraz o wynikach finansowych w sektorze przedsiębiorstw w styczniu wynika, że dochody budżetu państwa w nadchodzących miesiącach pozostaną mizerne. Pozostaną mizerne także z powodu szybkiego spadku inflacji. Nie należy liczyć na zbyt duży wzrost dochodów budżetowych w następnym półroczu z nieznacznie tylko wyższej inflacji w porównaniu z I półroczem br. Dopuszczenie do znacznego podwyższenia obecnej inflacji na dalszą metę oznaczałoby bowiem również ograniczenie przyszłych możliwości wzrostu gospodarczego.Prof. Witold Orłowski z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych NOBE i Zakładu Badań Statystyczno--Ekonomicznych GUS i PAN w przedstawionej w "Rzeczypospolitej" z 15 marca zaktualizowanej prognozie szacuje, że PKB w br. wzrośnie o 4,2%, a inflacja, po obniżeniu się w I kw. i II kw. do nieco powyżej 5%, w grudniu br. wyniesie 7,4%. Mimo to prognozuje on nieznaczne obniżenie relacji deficytu budżetowego w br. w porównaniu z ub.r. Relacja deficytu budżetowego do PKB spadnie jego zdaniem z 2,7% do 2,6%. Warto przypomnieć, że przy wyższym tempie wzrostu gospodarczego w ustawie budżetowej zakładano, że wyniesie on w br. 2,15% PKB. Prof. W. Orłowski uważa, że utrzymanie deficytu na poziomie nie wyższym od 2,6% PKB będzie sprzyjało zwiększeniu inwestycji zagranicznych i stworzy w 2000 r. szansę wzrostu PKB o 5,6% oraz obniżenia rocznej stopy inflacji do 5,2%.Należałoby chyba dodać, że do skorzystania z tej szansy nie wystarczy uniknięcie nadmiernego deficytu budżetowego, ale potrzebne będzie spełnienie wielu dalszych warunków. Jednym z nich jest możliwie szybkie przedstawienie projektów ustaw podatkowych na 2000 r., z których będzie wynikała perspektywa redukcji obciążenia fiskalnego gospodarki. Są i inne warunki. Gospodarkę przytłacza to, że musi znajdować pieniądze na sfinansowanie opóźnienia w jej restrukturyzacji. Najgorsze, że sposób, w jaki się to robi, wpływa na dalsze opóźnienie. Przykładem jest nie tylko interwencyjny skup żywca, ale także subwencjonowanie nieefektywnych przedsiębiorstw oraz między innymi liczne nieszczelności w finansach publicznych.Przedstawiciele MF mogą obawiać się i mają w tym chyba jakąś rację, że wczesna korekta przyjętego w ustawie deficytu budżetowego byłaby furtką do dalszego rozluźniania wydatków budżetowych. Szybko mogłoby się okazać, że weryfikacja była niewystarczająca. Natomiast jeśli w nadchodzących miesiącach deficyt zbliży się do poziomu planowanego na cały rok, będzie to powstrzymywało przed rozluźnieniem wydatków.Lepszym rozwiązaniem byłoby jednchyba twarde stwierdzenie już obecnie, że należy zweryfikować politykę wydatków publicznych. Nie ma co bowiem liczyć na szybkie i wystarczające przyspieszenie dochodów budżetowych, aby mogły być z nich sfinansowane wydatki, które zwiększają się zdecydowanie za szybko.
MAREK MISIAK