Bez krawata
Polacy są narodem historycznym, a bywa, że i histerycznym. Kochamy dłubać w naszych polskich ranach, a ostatnio również w dokumentach. Mniejsza na ile ropienie owych ran przyczynia się do ich oczyszczenia, mniejsza na ile owe dokumenty są sensowne i wiarygodne. Nic nam nie robi lepiej, jak spora drzazga pod paznokciem, a teczki pod poduszką.Trwa dziesiąta rocznica Okrągłego Stołu. Przez nasze media przewaliła się dyskusja, kto z kim i dlaczego. Smaczku dodały urocze zdjęcia z biesiadnej części tej imprezy i - czemu trudno się dziwić - to one zdominowały dyskusję o tym naprawdę historycznym wydarzeniu. Przy okazji kolejny raz dowiedzieliśmy się, kto zdradził czyje ideały, a kto był Katonem. Zostawmy to na boku.Chciałbym przy okazji świątecznego czytania (mam nadzieję) tego tekstu zwrócić uwagę na pewne fakty historyczne, które świadczą o wadze tego wydarzenia. Otóż drugi raz w XX stuleciu Polacy dogadali się w jakiejś sprawie. Pierwszy raz miało to miejsce, kiedy brygadier Piłsudski powrócił w listopadzie 1918 roku z twierdzy w Magdeburgu i Rada Regencyjna sprawująca władzę w imieniu okupujących ziemie polskie Niemców przekazała przyszłemu naczelnikowi państwa swe prerogatywy. Co więcej, udało się dogadać z Romanem Dmowskim, reprezentującym interesy polskie na Konferencji Pokojowej w Paryżu. Potem, niestety, było już tylko gorzej.Drugi raz taki cud zdarzył się właśnie przy okrągłym stole. Pierwszy raz w historii świata komunizm negocjował swój upadek. Owo wydarzenie ma tak wielkie znaczenie, że pazerni Amerykanie postanowili wyłożyć grube tysiące dolarów na powtórzenie całej imprezy i ściągnięcie do USA mnóstwa politycznych tuzów.Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze - dlatego że będę miał okazję obserwować to spotkanie, a po drugie - dlatego, że obserwuję kolejną w naszym wieku bałkańską rzeź. W tej sytuacji te wszystkie głosy, mówiące o zdradzie naszych narodowych interesów (najlepiej zdradza się właśnie narodowe interesy) brzmią żałośnie głupio. Można sobie wyobrazić takie Bałkany również w Polsce, bo nie brak oszołomów, którym niezbędne są barykady, aby na nie włazić i móc wymachiwać sztandarem. Przeglądając listę gości zaproszonych na amerykański replay z historii najnowszej, przypominam sobie listę Katonów sprawy narodowej, porównujących tamto wydarzenie niemal do Targowicy. Jakże różne są rangi obu list... Pojawia się również pytanie, gdzie wówczas byli ci wszyscy mądrale. Niestety, jak udowadnia historia, najbezpieczniej "robić ją" teoretycznie. Nie mogę również powstrzymać się od myśli, że ci używający wyłącznie prawej półkuli mózgu, zazdroszczą tamtym uczestnictwa w historii.A zatem Amerykanie postanowili wydać pieniądze i przedyskutować sprawy tamtego czasu raz jeszcze. Można zadać pytanie: po co? Odpowiedź jest raczej prosta. Niełatwa historia ostatnich czasów rzadko pozostawia przy życiu swoich bohaterów. To niepowtarzalna okazja, by wysłuchać, co oni sądzą o historii, którą sami "zrobili", którą również się stali. Czy uda im się wyrwać z zaklętego kręgu samospełniających się przepowiedni? Nawet jeśli był to tylko interes - to całe szczęście, że został zrobiony. W pewnym sensie, co niezwykle rzadkie, udało się zrealizować strategię zwycięstwa dla obu stron. Przykro tylko, że trzeba jechać do Ameryki, aby znów usiąść przy okrągłym stole.
KRZYSZTOF MIKA