Wróciła atmosfera z 1992 r.
Jedni o strategii gospodarczej, drudzy o lustracji. Tak wygląda podział pracy w rządzącej koalicji. Rząd, któremu idzie jak po grudzie, wpadł w sidła lustracji - zastawione na własne życzenie, rękoma własnej koalicji. Obniży to sprawność rządzenia i odciągnie uwagę od problemów, które wymagają pilnego rozwiązania.Tylko ludzie małej wyobraźni i wielkiej wiary mogli przypuszczać, że ustawowe bezpieczniki uchronią nas od fali pomówień i atmosfery polowania na czarownice, nierozłącznie związanej z kwestią lustracji. I stało się. Wróciła atmosfera z 1992 r.Kuluary Sejmu żyją domysłami - kto agent, a kto nie. Premier Buzek pojechał na szczyt NATO w Waszyngtonie ochlapany błotem. Ucierpi wiarygodność Polski i zdolność operacyjna rządu, który przecież wziął na siebie niezwykłe ciężary, a działa w niezbyt sprzyjającym otoczeniu.Lustracyjne bagienko, w jakie wdepnęliśmy z własnej woli, daje pewne wyobrażenia o tym, czym byłaby tzw. prawicowa alternatywa dla Polski. Alternatywa nie wypróbowana, gdyż potoczyło się inaczej, wedle scenariusza "zmowy" liberalnych elit Solidarności z postkomunistami. Próbował później odrobić straty premier Olszewski, ale sprzymierzeni zamachowcy pozbawili go władzy. Tym łatwiej kreować mit lepszej, prawicowej drogi, która nie byłaby obciążona grzechem pierworodnym Okrągłego Stołu.Kamieniami milowymi na tej drodze byłaby właśnie lustracja i zawzięta walka ze starą nomenklaturą w gospodarce (oczywiście, z wyjątkiem osób i środowisk, które skryły się w dzisiejszym AWS oraz układów gospodarczych, które wspomagają "słuszną" sprawę). Generalnie, miałaby to być tzw. opcja zerowa w polityce, administracji i gospodarce. Na tak oczyszczonym gruncie realizowano by program polityki prorodzinnej, budowy Skarbu Państwa i Prokuratorii Generalnej - jako instytucjonalnych zabezpieczeń przed "złodziejską" prywatyzacją, dalej pełnej inwentaryzacji majątku narodowego i w końcu powszechnego uwłaszczenia.Duża część polskiej sceny politycznej wyznaje wciąż mitologię owej nie dopuszczonej do głosu prawicowej alternatywy. Pozwala to deprecjonować wszystko, co było najcenniejsze w polskiej transformacji ustrojowej i co budzi szacunek demokratycznego świata.Przede wszystkim kompromis z 1989 r., który umożliwił bezkrwawe wyjście z komunizmu i skupienie narodowej energii na najważniejszych zadaniach ustrojowych, czyli budowaniu, a nie dzieleniu i niszczeniu. Po drugie, krótkie zawieszenie sporu politycznego na progu lat 90., wystarczające, by przeprowadzić najtrudniejszą fazę przestawienia gospodarki na reguły rynkowe, uruchomienie giełdy i rozpoczęcie prywatyzacji. Po trzecie, elementarny consensus co do kierunków polityki zagranicznej, umożliwiający członkostwo w NATO i zakwalifikowanie nas do grona pierwszorzędnych partnerów Unii Europejskiej.Dzisiejsza awantura lustracyjna daje prawdziwy posmak tego, czym byłaby prawicowa alternatywa. Byłby to scenariusz pełnego spełnienia i satysfakcji dla takich środowisk, jak KPN czy ROP, które nie potrafią się odnaleźć w procesie odbudowy rynku, samorządu i demokracji, za to czują się jak ryba w wodzie w atmosferze konfliktu i politycznej awantury.
JANUSZ LEWANDOWSKI