Faxem z Gdańska
Trzymał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma... Kilka lat temu, u zarania dziejów polskiego kapitalizmu, wielki koncern Kvaerner chciał dorzucić do swojej kolekcji Stocznię Gdynia. Dziś Stocznia Gdynia rozważa przejęcie okrętowej części Kvaernera. Jest to wydarzenie z gatunku economic fiction. Zdumiewająca zamiana ról w ciągu jednej dekady. Obiekt polowania sam stał się myśliwym...Chciałoby się widzieć w tym wydarzeniu coś więcej, aniżeli precedens i przejaw ułańskiej fantazji prezesa Szlanty. Może nawet symboliczny początek ofensywy polskiego kapitału na arenie międzynarodowej. Ale to nieprawda.Nie udało się Kvaernerowi, ale udało się dziesiątkom międzynarodowych korporacji. Uczestniczyły z powodzeniem w prywatyzacji naszych przedsiębiorstw. Polska gospodarka końca XX wieku staje się stopniowo filią międzynarodowego kapitału. Niewiele mamy atutów do zaoferowania w epoce globalizacji. Najbogatsi Polacy kupują rezydencje na Lazurowym Wybrzeżu, ale kierunek ekspansji kapitału jest jeden - do Polski. I dobrze, bo kapitał jest nam potrzebny.Zamysł Stoczni Gdynia wobec Kvaernera to jest wyjątek od reguły, a nie zwiastun nowego zjawiska, jakim byłoby budowanie europejskich grup kapitałowych przez nasze firmy. Nawet jeśli ten zamysł prezesa Szlanty nie zostanie skonsumowany, potwierdza on w spektakularny sposób aspiracje polskiego przemysłu stoczniowego do hegemonii na Starym Kontynencie. Produkcja statków w krajach Unii Europejskiej nie wytrzymuje na dłuższą metę konkurencji z Dalekim Wschodem. Natomiast polskie stocznie mają szansę.O ile międzynarodowe aspiracje Gdyni są wyjątkiem na tle wykupu naszych firm przez obce firmy, to wewnątrzkrajowa kariera Stoczni Gdynia jest potwierdzeniem pewnej reguły. Nie udała się żadna próba konsolidacji rodzimego przemysłu, sterowana zza ministerialnego biurka. Spełzły na niczym plany zespolenia Stoczni Szczecińskiej, zakładów Cegielskiego i Huty Częstochowa pod jednym szyldem.Materializuje się natomiast całkiem oddolna i całkiem prywatna inicjatywa. I to nie w Szczecinie, gdzie Stocznia postrzegana jest jako wzór udanej restrukturyzacji, ale w Gdyni - gdzie zanosiło się niedawno na bankructwo. A rodzi się grupa kapitałowa, która już połknęła upadłą Stocznię Gdańską. Nie udały się odgórnie budowane holdingi w cukrownictwie, ale tworzą własne grupy Solorz, Kulczyk czy Zaraska. Obywa się to bez pomocy państwa.Czy dotychczasowe fiasko polityki kreowania polskich grup kapitałowych oznacza, że należy zaniechać świadomej polityki państwa w zakresie kształtowania struktury podmiotowej polskiej gospodarki? Nie sądzę. Zawęża się wprawdzie nasze pole manewru, ale wciąż mamy kilka lat, zanim wejdziemy w świat wolnych przepływów kapitałowych. W epoce globalizacji trzeba to robić lepiej i z większą wyobraźnią.
JANUSZ LEWANDOWSKI