Praktyczne spojrzenie
Od jakiegoś czasu przetacza się przez kraj fala katastroficznych przepowiedni, że "blue chips wyjdą z GPW" i będzie to koniec polskiego rynku kapitałowego. A wszystko dlatego, że gdy już jakiś duży inwestor obejmie większościowy pakiet akcji, to nie będzie mu się opłacało informować rynku o swoich poczynaniach, drobni akcjonariusze stracą zainteresowanie spółką, obrót na giełdzie spadnie niemal do zera i w konsekwencji firma zostanie wycofana z publicznego obrotu.Już chciałem się przestraszyć, a nawet w odruchu rozpaczy zacząłem się zastanawiać, gdzie by tu znaleźć pracę jak najdalszą od ginącego rynku kapitałowego. Gdy nic nie przychodziło mi do głowy, doszedłem do tragicznego wniosku, że pozostało mi tylko rzucić się z wysokości parkietu na dziedziniec giełdowy, by w ten sposób skończyć z marną karierą maklera bez perspektyw. Już nawet otworzyłem okno, kiedy mój wzrok padł na szafę pełną prospektów emisyjnych i postanowiłem jeszcze coś sprawdzić.Wybrałem na chybił trafił kilka prospektów co bardziej atrakcyjnych spółek i zacząłem liczyć. Z góry przepraszam, że podam trochę liczb, ale w tej branży trzeba czasem umieć skorzystać z kalkulatora. Zacząłem liczyć, ileż to procent akcji w tych atrakcyjnych spółkach o dużym obrocie należy do drobnych akcjonariuszy. Żeby to maksymalnie uprościć, przyjąłem bardzo optymistyczne założenie, iż wszystkie oferowane walory trafiły do drobnych inwestorów, mimo że tak naprawdę część akcji była przeznaczona dla inwestorów strategicznych. Gdy spojrzałem na uzyskane wyniki - czym prędzej zamknąłem okno i na wszelki wypadek odsunąłem się na drugi koniec pokoju.Weźmy najpierw KGHM. Cóż my tam widzimy? Potencjalni drobni akcjonariusze, nawet gdyby zdołali wykupić wszystkie dostępne akcje (łącznie z akcjami pracowniczymi), nie mają szans na zdobycie więcej niż 36% głosów na walnym zgromadzeniu. Nieco lepszy wynik, bo prawie 41%, uzyskałem dla Orbisu, jednak dla TP SA rezultat był tragiczny - tylko 25%. Przetarłem oczy ze zdumienia: jakim cudem te oferty zakończyły się sukcesem, a spółki są w czołówce giełdowej? Ktoś może powiedzieć, że resztę akcji posiada Skarb Państwa, który jest dość pasywnym inwestorem, a ponadto zapowiada dalszą sprzedaż akcji, więc proporcje będą się stale poprawiać...Przeliczyłem szybko dane dla ComArchu, czyli spółki prywatnej, która właśnie z wielkim sukcesem zadebiutowała na giełdzie. A tam drobni akcjonariusze nie mają szans na przekroczenie 31% głosów! Całkiem dramatycznie sytuacja wygląda w Agorze: nie da się zdobyć nawet 17% głosów. Przecież to jest - zgodnie z tymi katastroficznymi przepowiedniami - pierwszy kandydat do zniknięcia z publicznego obrotu! Skąd więc ten sukces?I tu dochodzimy do sedna. Do wyjątków należą sytuacje, by drobni akcjonariusze coś sami przegłosowali na walnym zgromadzeniu. Arytmetycznie rzecz biorąc, nie mają najmniejszych szans w starciu ze spółką. Ale właśnie o to chodzi. Dobra spółka nie walczy ze swoimi akcjonariuszami, lecz ich szanuje. Zależy jej na wszystkich głosach - nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce. Bo dzięki temu zdobywa dobrą opinię, robi sobie świetną reklamę i może się spokojnie rozwijać. Ale do tego potrzebna jest dobra polityka informacyjna i dobra współpraca ze wszystkimi akcjonariuszami. Taka spółka utrzyma się na rynku i każda nowa emisja akcji zakończy się sukcesem. A i płynność obrotu będzie duża - nawet jeśli tylko parę procent akcji będzie w rękach drobnych inwestorów.
Krzysztof Grabowski
prezes Związku Maklerów i Doradców
Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora