Tydzień w gospodarce
W "Strategii finansów publicznych 2000-2010" przewiduje się wzrost gospodarczy w 1999 r. o 4 proc.,w 2000 r. 5,6 proc., 2001 r. 6.0 proc. i docelowo 7,5 proc. Najświeższe prognozy Komisji Europejskiej mówią o wzroście PKB w Polsce w br. o 3,7 proc. i w 2000 r. o 3,9 proc., podczas gdy jeszcze we wrześniu obiecywały w br. 5,5 proc. i w roku przyszłym 5,8 proc. W "Strategii" zakłada się stworzenie ok. 3-4 mln nowych stanowisk pracy, co przy naszym olbrzymim wyżu demograficznym ludności w wieku produkcyjnym pozwoliłoby na uniknięcie gwałtownego wzrostu stopy bezrobocia. Cele szczytne, ale rzeczywistość jest bardzo oporna. Jesteśmy właśnie świadkami fali zwiększonego bezrobocia będącego następstwem zmian strukturalnych, których nie powinno się odkładać, ponieważ utrzymywanie niektórych stanowisk pracy kosztuje dużo więcej. Problem polega na tym, że bez względnie wysokiego tempa wzrostu gospodarczego skazani jesteśmy na powiększanie się wyrażającego się nie tylko w bezrobociu dystansu cywilizacyjnego w stosunku do krajów UE. Od tego zależała będzie więc także jakość naszej integracji z UE."Strategia" zakłada, że zwiększeniu tempa wzrostu gospodarczego będzie służyło zwiększenie stopy inwestycji (relacja do PKB w cenach stałych) z 25 proc. w 1999 r. do ok. 39 proc. Są tu liczne pytania, na które należałoby odpowiedzieć. Analitycy w MF policzyli, że sfinansowanie tych inwestycji wymagałoby podwyższenia stopy oszczędności krajowych (relacja do PKB -ceny bieżące) z ok. 19 proc. w 1999 r. do docelowo ok. 28 proc. i zagranicznych z 4,4 proc. w 1998 r. i ok. 5,6 proc. w 1999 r. do docelowo ok. 5-6 proc. Policzyli - i co z tego.Zmianie relacji miały służyć zmiany w podatkach, których projekt nie może doczekać się ostatecznej aprobaty ze strony rządu, a jeszcze gorsze jest to, że z kolejnych informacji o zawartości projektu wynika coraz większe pogarszanie jego jakości. Chce się dzielić to, czego w Polsce jeszcze nie ma i bez czego trudno oczekiwać, że będą się zwiększały inwestycje i oszczędności. Potrzebna jest w Polsce profesjonalna, publiczna dyskusja o racjonalnym różnicowaniu dochodów. Kraje UE ciężko płacą za wysoką redystrybucję budżetową dochodów. Widoczne są zresztą ujemne następstwa tej redystrybucji, ponieważ inwestorzy mniej, niż się spodziewano, garną się do euro, co utrudnia krajom UE zbieranie owoców z procesu integracyjnego. Euro w nie tak dawnych jeszcze oczekiwaniach niektórych polityków i ekonomistów miało przecież bardzo szybko powiększać swoją siłę nabywczą w stosunku do dolara.Ciekawe informacje przedstawił przed kilku dniami goszczący w Polsce Dawid H. Brockway, doradca do spraw podatkowych prezydenta Ronalda Reagana, który był współtwórcą amerykańskiej reformy podatkowej. Na początku lat osiemdziesiątych nominalna stopa podatkowa od dochodów osobistych sięgała w Stanach Zjednoczonych 70 proc., a osób prawnych 46 proc.; obecnie pierwsza wynosi 28 proc., a druga 33 proc., przy czym efektywna stopa obu podatków (po uwzględnieniu ulg i odliczeń) szacowana jest na poziomie ok. 20-25 proc. Reforma została przeprowadzona pod patronatem liberałów i wbrew demokratom, którzy wprawdzie opowiadali się za zmniejszeniem ulg, ale jednocześnie byli przeciwni radykalnemu obniżeniu nominalnej stopy podatkowej. Oczywiście, nie obyło się bez perturbacji budżetowych, ponieważ reforma podatkowa dopiero w długim okresie przynosi efekt. Polski paradoks polega na tym, że nasza reforma podatkowa ma swoich przeciwników nie tylko na lewicy, ale także na prawicy. Czy nie uszczuplony przez tak zwaną ulgę prorodzinną budżet nie mógłby nieco więcej pieniędzy przeznaczyć na pomoc społeczną dla dzieci? Brakowi wyobraźni u polityków zawdzięczamy to, że zmodyfikowany projekt reformy podatkowej może uderzyć w małe przedsiębiorstwa, które w przyszłym roku miałyby rozliczać się z budżetem według górnej (40 proc.) stawki podatku od dochodów osobistych, co pogorszyłoby ich sytuację konkurencyjną z przedsiębiorstwami średnidużymi, rozliczającymi się według obniżonych stawek podatku od dochodów osób prawnych. Sygnalizowane są modyfikacje projektów ustaw podatkowych w kierunku przyśpieszenia opodatkowania dochodów z inwestycji kapitałowych. Pomysły te od dawna pokutowały w umysłach niektórych polityków i ciągle powracają, choć zysk budżetowy z tej operacji jest żaden, a strata nie do powetowania. Chce się utrzymać wysoką stopę podatkową w imię zdobycia pieniędzy na sfinansowanie błędów w reformach, podczas gdy lekarstwem na te błędy powinno być właśnie ograniczenie możliwości ich finansowania.
Marek Misiak