Praktyczne spojrzenie

W ubiegłym tygodniu uczestniczyłem w konferencji Euromoney "Poland: finance, integration & investment". Wystąpiło wielu wspaniałych gości i może to było przyczyną, iż dyskusja była niezmiernie poważna. Co mnie zaskoczyło - to fala narzekań na ciężkie warunki działania zagranicznych inwestorów w Polsce, rzekomo wynikające ze straszliwych ograniczeń - panujących na polskim rynku kapitałowym.Zanim jednak odniosę się do tych narzekań, chciałbym przytoczyć dwa weselsze akcenty, jakie znalazły się w otwierającym konferencję wystąpieniu dyrektora Pilloux z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Otóż na samym wstępie pan Pilloux zacytował zasłyszany 10 lat temu dowcip, traktujący o tym, że możliwe są dwa scenariusze poprawy sytuacji w Polsce: realistyczny i fantastyczny. Według realistycznego, Jezus Chrystus zstąpi z nieba i zrobi porządek, a według fantastycznego, nastąpi cud i Polacy sami wezmą się do roboty. No i po dziesięciu latach okazało się, że wygrał drugi wariant - Polacy sami doprowadzili do tego, iż Polska jest na najlepszej drodze do Unii Europejskiej.Później pan Pilloux opowiedział historię Antoniego Aleksandra Ilińskiego, uczestnika powstania listopadowego, który zrobił karierę na emigracji. Zaczynał jako organizator corridy w Hiszpanii, a w końcu - jako Iskender Pasza - został generałem tureckiego wojska. Przykład ten miał ilustrować tezę, że Polacy potrafią sobie radzić w każdych warunkach i jak chcą, to odniosą sukces.Tym bardziej zaskoczył mnie pesymistyczny wydźwięk wielu wystąpień, o czym w relacjach z konferencji donosiła również prasa, że w Polsce tak trudno jest cokolwiek zrobić, bo istnieje tyle ograniczeń i zakazów. Tu już nie wytrzymałem i przy pierwszej okazji sam zabrałem głos. Zwróciłem uwagę, iż często jeszcze panuje u nas stary sposób myślenia - jak coś nie jest wprost dozwolone, to znaczy, że jest zakazane. Mamy więc wspaniałe wytłumaczenie, żeby nic nie robić. Ja jednak jestem zwolennikiem bardziej liberalnego myślenia - jeśli coś nie jest zabronione, to pewnie można to robić. A przynajmniej trzeba spróbować.Tylko dzięki takiemu sposobowi działania możemy osiągnąć sukces i prawdziwy rozwój. Przypomnijmy sobie, jak to jeszcze niedawno wszyscy byli przekonani (ha, przez jakiś czas ja, niestety, też tak sądziłem), że polskim maklerom nie wolno praktycznie nic, poza przyjęciem zlecenia od klienta. Gdy jednak spróbowaliśmy to zmienić, okazało się w końcu, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby makler był bardzo aktywny. No, może nie do końca "nic", bo jeszcze nie wszyscy są do tego przekonani. W każdym razie przepisy tego nie zabraniają. Podobnie jest z narzekaniami na brak swobody działania inwestorów zagranicznych, a szczególnie banków depozytariuszy. Może i tak było pod rządami starej ustawy, choć nawet tego nie jestem całkiem pewny. Jednak już od półtora roku obowiązuje nowa ustawa, od pół roku mamy nowe rozporządzenie Rady Ministrów - praktycznie te wszystkie hipotetyczne przeszkody zostały usunięte, a tu co? Nadal słyszę narzekania, że nic się nie da zrobić.Pomyślmy o generale Ilińskim. Jestem przekonany, że niełatwo mu było organizować te corridy w Hiszpanii, bo - jak znam życie - gospodarze bronili się przed obcą konkurencją. Jednak skoro odniósł sukces, to musiał je organizować nie gorzej (pewnie nawet lepiej) niż Hiszpanie. Jeśli i my będziemy tak działać, to byki zagoszczą na dobre nie tylko na naszej giełdzie, ale i w całej gospodarce.

Krzysztof Grabowski

Prezes Związku Maklerów i Doradców

Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora.