Polityczne boje o zmiany w systemie podatkowym wykazują się dużą asymetrią lewostronną. Z jednej strony, obietnice i propozycje zwiększania świadczeń socjalnych czy ulg podatkowych spotykają się z większą akceptacją polityków niż generalne obniżanie podatków. Przyczyna jest w zasadzie jedna. Duża część (mam wciąż nadzieję, że nie większość) polityków reprezentuje mikroekonomiczne interesy wąskich grup społecznych czy zawodowych, które są lepiej zorganizowane niż demokratyczna większość społeczeństwa.Bynajmniej nie mam na myśli wyłącznie własnego kraju. Rozdawnictwo wyborcze cechuje również kraje UE. Jest to tym łatwiejsze w realizacji, im większy jest poziom redystrybucji PKB za pomocą budżetu, ponieważ jej wzrost o jeden punkt procentowy jest marginalnie mniejszy niż przy niższym udziale budżetu w PKB. A w krajach UE jest on dwa razy większy niż w USA. Jeszcze większe są różnice, jeśli porównamy udział sektora państwowego w wytwarzaniu PKB i zatrudnieniu. Duży stopień upaństwowienia gospodarki fatalnie wpływa na rozwój sektora prywatnego, który siłą rzeczy musi ściślej kooperować z rządem. Pojawiają się więc quasi-państwowe i quasi-prywatne powiązania i firmy, których głównym celem nie musi być maksymalizacja efektywności i wypracowywanie zysku. Właściwie nie do końca wiadomo, co jest ich celem. Oficjalnie deklaruje się wyższość celów socjalnych takiego modelu, czyli niskie bezrobocie, hojne świadczenia wyrównujące poziom życia obywateli i rozwój gospodarczy. W przypadku krajów UE praktyka pokazała, że dwa z trzech założeń nader trudno urzeczywistnić, gdy bezrobocie w UE jest permanentnie dwa razy wyższe niż w USA, a wzrost PKB dwa razy niższy (w 1998 roku odpowiednio trzy razy wyższe i trzy razy niższy).W polityce makroekonomicznej podstawowym problemem takiej strategii jest niemożność późniejszego zrezygnowania ze składanych obietnic, ponieważ cykl wyborczy jest zbyt krótki w porównaniu z cyklem gospodarczym. Policzmy, rok pierwszy to poluzowanie polityki fiskalnej i rozdawnictwo powyborcze, rok drugi to opracowywanie planów ewentualnych reform. Rok trzeci może być jeszcze poświęcony próbom ich realizacji, ponieważ już w roku czwartym konieczne jest ponowne poluzowanie polityki fiskalnej, tak aby konkurować z polityczną opozycją w zbliżających się wyborach. Zakładamy oczywiście, że w międzyczasie nie nastąpią ani wcześniejsze, ani jakiekolwiek inne wybory, a koniunktura gospodarcza będzie co najmniej dobra. Propozycja niskich podatków jest więc solą w oku wielu polityków. Co gorsze dla nich, w wielu krajach, w tym i w Polsce, wprowadzono do ustawodawstwa zapisy mówiące o konieczności wskazywania źródeł na pokrycie ewentualnego wzrostu wydatków budżetowych. Dlatego też media mają możliwość bezstronnego upowszechniania dokładnej informacji, komu zostanie rozdane, a komu zabrane. Interpretację takiego czynu pozostawia się wyborcom. Jeśli uda się obniżyć ogólny poziom fiskalizmu w Polsce czy w UE, to każda polityczna propozycja rozdawnictwa będzie musiała zawierać ekonomiczne źródła finansowania. Po wjechaniu w tę jednokierunkową drogę obniżania podatków nie będzie już możliwości odwrotu, a politycy nie będą już mikro, ale makro(ekonomistami).

RAFAŁ ANTCZAK

FUNDACJA CASE