W pobliżu gospodarki
75 mln zł wart jest po kursie rynkowym pakiet akcji pracowników KGHM. Teoretycznie rzecz biorąc, mógł on wczoraj w całości trafić na giełdę. To by dopiero była piękna katastrofa.W czerwcu do obrotu giełdowego trafiły akcje pracownicze BH i Hutmenu, w maju - Impexmetalu, a w kwietniu - Świecia i Obornik. W żadnym z tych przypadków nie było spektakularnego załamania kursu. Inaczej jednak było w zeszłym roku, gdy na rynek weszły darmowe akcje Kęt, Jelfy, Stomilu Olsztyn i Polifarbu C-W. Katastrofy może nie było, ale giełdowe ceny spadły bardziej niż WIG.W 1999 r. na rynek wejdą jeszcze akcje Polaru, PBK i Orbisu. Problem CPN i Petrochemii Płockiej, czyli Polskiego Koncernu Naftowego, jest przed nami.W 2000 r. do obrotu wejdą akcje pracowników TP SA, Agory oraz Pekao SA. Analitycy obawiali się, że w dwóch co najmniej przypadkach tak wielu z nich może chcieć sprzedać swoje walory, iż doprowadzi to do znacznego obniżenia kursu. Oceniali, że będzie to dotyczyć Telekomunikacji. Masowe wyzbywanie się akcji przez pracowników banków oceniali jako mało prawdopodobne. Ja do tej listy dołączyłbym także Agorę, gdzie w proporcji do kapitalizacji spółki jest niewielu posiadaczy akcji i nie sądzę, żeby znacząca liczba z nich chciała je sprzedać. Zwłaszcza tych z czołówki, dysponujących liczącymi się pakietami. Natomiast podzielam obawy dotyczące TP SA.Dotychczas akcje pracownicze dostali zatrudnieni w ponad 800 byłych państwowych firmach, a czekają na nie w kolejnych stu kilkudziesięciu, m.in. w hutnictwie i energetyce oraz w tak spektakularnych przedsiębiorstwach, jak LOT i PZU. W sumie obdarowanych zostało i zostanie w najbliższych kilku latach 2 mln ludzi. Wielu z nich papierami wartymi od kilkudziesięciu tysięcy do kilku milionów zł. Sporo brakuje nam jeszcze do Microsoftu, w którym tylu jest dolarowych milionerów, że trudno się doliczyć, ale i tak przydzielanie darmowych (i nabywanych po preferencyjnych cenach) akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw to największa - jeśli chodzi o skalę i wymiar wartościowy - akcja rozdawania majątku w Polsce. NFI nie liczę, gdyż wartość jednego świadectwa była i jest śmiesznie mała.Nikt - jak się wydaje - nie zna odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Po pierwsze - jak duży procent pracowników pozbył się swych akcji nie czekając do dnia, kiedy można je sprzedać w obrocie publicznym? Po drugie - za jaką cenę (średnio, w relacji do kursu giełdowego z dnia upublicznienia) je odstąpili? Po trzecie - komu? Po czwarte - ile tak naprawdę warta jest ta część majątku państwowego, którą oddaliśmy pracownikom niespełna 2 tys. firm? I wreszcie - czy cała ta operacja rzeczywiście była i jest konieczna?O ile wiem, żadnych całościowych badań będących próbą odpowiedzi na cztery pierwsze pytanie nie było. Wiadomo, że np. pracownicy Nowin i Świecia masowo wyzbywali się akcji, że spory procent zatrudnionych w KGHM także zdążył to zrobić. W sumie jednak nasze wiadomości są niepełne i nie tworzą spójnego obrazu. Temat czeka na swego badacza. Pozostaje próba odpowiedzi na ostatnie pytanie.Niemal nikt z liczących się ekonomistów nie twierdzi dziś, że dobrze się stało, iż tak duża część państwowego majątku trafiła w ręce stosunkowo nielicznej grupy ludzi. Tym bardziej że wielu z nich sprzedało swe akcje kontentując się byle jakim zyskiem. I nadal problemem nie załatwionym pozostaje, jaką część państwowego (czyli wspólnego) majątku mieliby dostać ludzie, którzy nie pracowali w mających dużą wartość firmach przeznaczonych do prywatyzacji. Dziś jest już jasne, że większość z nich nic nie dostanie.Nadal jednak uważa się, że była to cena, jaką trzeba było zapłacić za przyzwolenie na prywatyzację poszczególnych zakładów. Dziś wydaje mi się, że cena ta jest bardzo wysoka i że była możliwość zapłacenia o wiele niższej. Ale to trzeba było wiedzieć w 1989 r., kiedy wiele rzeczy (w następnych latach nie do przeprowadzenia) byłoby możliwych. Wtedy jednak albo nie było czasu, albo nikt nie był tak mądry, żeby przedzieć późniejsze kłopoty.Wczoraj przedmiotem obrotu było niespełna 2 mln akcji KGHM, co przy 30 mln, jakie dostała załoga nie jest wiele. Katastrofy nie było. Tyle że nie wiemy, ilu z blisko 50 tys. posiadaczy akcji pracowniczych sprzedało je wcześniej. Tak jak to było w wielu poprzednich przypadkach i jak będzie z akcjami PZU, LOT i innych firm w niedalekiej przyszłości. Ot, przyczynek do dyskusji o prywatyzacji, uwłaszczeniu, sprawiedliwości społecznej itp., itd.
JAN BAZYL LIPSZYC