Pokłosie decyzji Fedu

Niedawna decyzja Fedu o podniesieniu stóp procentowych nie była zaskoczeniem, ale wciąż wywołuje spory wokół motywów tej podwyżki - pierwszej od dwu lat - oraz wokół polityki amerykańskiego banku centralnego.

Na podstawie głosów prasy i opinii ekspertów z Wall Street główny temat polemiki można ująć następująco: w ciągu 12 lat sprawowania urzędu Alan Greenspan - jeden z najlepszych prezesów Fedu w historii tej instytucji - udowodnił, że wie co robi. Ale czy reszta świata wie dobrze, co robi Greenspan i jak to robi. W jaki sposób decyduje on o tym, kiedy i jak rozluźnić lub zaostrzyć politykę pieniężną.Trzeba zacząć od stwierdzenia, że do niedawna, wskutek niesprawdzania się słynnych ostrzeżeń Greenspana przed "irracjonalną wybujałością" uczestników rynku akcji oraz wskutek sprzecznej z tym ostrzeżeniem, ale oczywiście słusznej, dwuletniej polityki Fedu, wielu obserwatorów rynku doszło do wniosku, że urząd ten zmienił swój sposób postrzegania amerykańskiej gospodarki. Pojawiły się - zwłaszcza na początku bieżącego roku - liczne głosy, że Fed stał się zwolennikiem teorii "Nowego Paradygmatu" (nazywanej też teorią "Nowej Ery"). Teoria ta - wyznawana przez coraz większą liczbę amerykańskich ekonomistów - głosi, że gospodarka USA została tak dogłębnie przeobrażona przez wieloletni proces zmian technologicznych i strukturalnych, że straciły swą aktualność dawne teorie i modele (zwłaszcza tzw. krzywej Phillipsa), odnoszące się do relacji między realnym wzrostem a inflacją. Najlepszym tego dowodem - stwierdzali zwolennicy teorii "Nowego Paradygmatu" - jest fakt, że Fed przez dwa lata ani razu nie podniósł stóp procentowych (mimo że gospodarka USA cały czas parła naprzód) i że wprost przeciwnie w roku ubiegłym aż trzykrotnie je obniżał bez wywoływania jakichkolwiek następstw inflacyjnych.Oznaki zmiany nastawienia Fedu pojawiły się w maju br., kiedy na podstawie danych statystycznych za kwiecień, urząd ten dał wyraz zaniepokojeniu groźbą inflacji, wynikającą z "nadmiernie narastającej siły popytu w stosunku do przyrostu produktywności", co rynek odebrał jako zapowiedź podwyżki stóp procentowych.KrytykaReakcja na tę zapowiedź, a następnie na czerwcową decyzję Fedu, była różnoraka. Do krytycznych należy zaliczyć artykuły redakcyjne "The Wall Street Journal" (na ogół wyważone, to znaczy nie atakujące ostro Greenspana) oraz kąśliwe głosy ekspertów, którym dziennik ten użyczył swoich łamów.Lincoln Anderson, szef pionu inwestycji w bostońskim LPL Financial Services, uważa, że Fed nie tylko nie jest zwolennikiem teorii "Nowego Paradygmatu", lecz - wprost przeciwnie - wciąż generalnie akceptuje model Phillipsa w kwestii głównego źródła presji inflacyjnej. Według tego modelu, szybki rzeczywisty wzrost prowadzi do spadku bezrobocia, co winduje płace, zmuszając spółki do podnoszenia cen. W związku z tym - według tego modelu - w celu zapobieżenia inflacji należy przyhamować wzrost, m.in. przez podniesienie stóp procentowych. Poza tym - zdaniem Andersona - Fed boi się, że "bańka" cenowa na rynku akcji przyczynia się do nasilenia wydatków konsumenckich."Strach Fedu przed inflacją jest zrozumiały - pisze Anderson. - Inflacja nigdy nie będzie martwa dopóty, dopóki kreację pieniądza kontroluje bank centralny. Jednakże w ciągu ubiegłych 30 lat nauczyliśmy się w tej kwestii zbyt wiele, aby uważać, że rzeczywisty wzrost powoduje inflację... Nadszedł czas, aby Fed zrewidował swoje nastawienia".Jeszcze ostrzej skrytykował decyzję Fedu Brian Wesbury, główny ekonomista w chicagowskiej Griffin, Kubik, Stephens & Thompson. W artykule w "The Wall Street Journal" pod wymownym tytułem "To nie gospodarka USA się przegrzewa, lecz Fed" napisał on, że decyzja Greenspana jest błędna i oparta na błędnych przesłankach.l Wzrost produktywności w gospodarce, oceniany przez Fed na 2% w skali rocznej, jest w rzeczywistości znacznie wyższy. Produktywności nie można dokładnie zmierzyć w sektorze usług - bardzo szybki rozwój technologii doo zwiększa błąd pomiaru. Wiadomo jednak, że dzięki rewolucji komputerowej produktywność w tym sektorze wzrasta niebotycznie. Także w niektórych sektorach produkcji - np. artykułów trwałych - wzrost produktywności (dającej się dobrze wymierzyć) jest najszybszy od czasów Rewolucji Przemysłowej i wynosi około 6%.l Drugą błędną przesłanką jest założenie, że przez podniesienie stóp procentowych można ostudzić boom zakupów konsumentów. Tutaj Wesbury podważa teorię tzw. efektu bogactwa, uważaną od niedawna za twórczy wkład w naukę ekonomii. Teoria ta głosi, że konsumenci - w oparciu o swoje wzbogacenie się na rynkach akcji - nasilają boom, a więc przyczyniają się do napędzania gospodarki. Teoria ta zdawała się obalać pogląd, że to kondycja gospodarki wpływa na giełdę, która jest wyłącznie jej lustrem.Wesbury uważa, że efekt bogactwa po prostu nie istnieje. Gospodarka jako całość nie jest w stanie wydatkować bogactwa wykreowanego przez rynek akcji. Nie zdaje sobie z tego sprawy większość ekonomistów, choć jest to zrozumiałe dla większości księgowych.Wesbury wyjaśnia to następująco: "Jeśli kupuję akcję za 50 USD, a ona zwyżkuje do 100 USD, to oczywiście mam więcej papierowego bogactwa. Aby jednak je wydać, muszę najpierw tę akcję sprzedać. Dopiero wtedy będę miał 100 dolarów, ale jednocześnie nabywca będzie miał akcję, ale nie pieniądze. Na każde "ma" przypada "winien". Zwyżka cen aktywów nie może zwiększyć zagregowanego popytu".l Trzecią błędną przesłanką Fedu jest pogląd, że niskie bezrobocie stwarza presję inflacyjną. Jest to ignorowanie prawa popytu i podaży. Wzrost płac nominalnych nie będzie kreował inflacji tak długo, jak długo Fed nie będzie "dogadzał" wzrostowi płac nadmierną kreacją pieniądza.Wesbury konkluduje, że próby spowolnienia wzrostu do 3% mogą zakończyć się sprowokowaniem groźnej deflacji i położyć kres "Nowej Erze" gospodarczej.Widziane inaczejDecyzja Greenspana ma również zwolenników. Zwracają oni uwagę, że tym razem - dla uspokojenia rynku - Fed uznał za właściwe uzupełnić tę decyzję sformułowaniem wskazującym, że nie został obrany kurs na podwyżki stóp procentowych w najbliższej przyszłości. Jak więc wytłumaczyć ostatnie postanowienie Fed?Do najpilniejszych obserwatorów polityki Fedu należy Gerald Baker z "Financial Times", który od lat komentuje dla tego dziennika każde posunięcie i każdą wypowiedź Greenspana. Uważa on, że Fed uznał, iż prężna gospodarka USA wymaga jednak pewnego, bardzo łagodnego przyhamowania, ale nie zamierza agresywnie ostudzać obecnego "szybszego niż zazwyczaj w historii" wzrostu gospodarczego, ponieważ w głównych parametrach gospodarczych nastąpiła ogromna poprawa. Baker zgadza się z tymi ekspertami, którzy uważają, że w roku ubiegłym Fed trzykrotnie obniżał stopy procentowe głównie z zamiarem reagowania na międzynarodowy kryzys finansowy, Zważywszy na to, że - jak się okazało - kryzys ten nie zaszkodził wzrostowi gospodarczemu USA, trzeba było "cofnąć" nieco obniżki ubiegłoroczne.Jeden z byłych prezesów Fedu wyraził się kiedyś, że głównym zadaniem jego urzędu jest "zabieranie ze stołu wazy z ponczem, kiedy bankiet zaczyna się zbyt szybko rozkręcać". Zdaniem Bakera, tym razem Fed nie zabrał biesiadnikom wazy, lecz zmniejszył w ponczu zawartość alkoholu.A więc kim jest GreenspanW artykule redakcyjnym "The Wall Street Journal" dał wyraz swej frustracji z powodu trudności ze zrozumieniem filozofii Greenspana: "Poświęciwszy tyle czasu na rozszyfrowywanie przemówień, zawiłych wypowiedzi i decyzji Greenspana - jednego z najbardziej udanych prezesów Fedu - dochodzimy do wniosku, że jego technika podejmowania decyzji przedstawia się następująco: Zbiera tony danych, analizuje ważne wskaźniki..., usiłuje dociec, w jakim stopniu jego rodacy stają się irracjonalnie wybujali, a następnie w swoich decyzjach liczy na szczęście".Dziennik pociesza się najnowszym oświadczeniem Greenspana w Kongresie, że nie ma on wysokiego mniemania o krzywej Phillipsa i że nie kieruje się jej wskazaniami. Dla pewności jednak "The Wall Street Journal" przypomina: wzrost jest dobry dla gospodarki. Kreuje bogactwo, nie inflację. Zadaniem Fedu nie jest decydowanie, ile kraj powinien tworzyć bogactwa, lecz tylko utrzymanie cen na wystarczająco stabilnym poziomie, aby można było łatwo to bogactwo tworzyć.Greenspan przysłużył się dobrze gospodarce USA, ale co będzie w przyszłości. The Wall Street Journal tak oto kończy swój artykuł: "Zachodzi obawa, że to co najlepsze u Greenspana może się okazać przestarzałe wskutek zmian w technologii i gospodarce, których nikt nie jest w stanie przewidzieć. Ale groźba ta blednie w porównaniu z niebezpieczeństwem, że odejście Greenspana - bez względu na to, kiedy ono nastąpi - może spowodować dryfowanie Ameryki... Jest on znakomitym nawigatorem, ale jeśli nie zamierza pozostać prezesem na zawsze, to najwyższy czas, aby podzielił się z innymi tajnikami swojej mapy".

Z.S.