Prywatyzacja PLO
Polskie Linie Oceaniczne od początku lipca br. są jednoosobową spółką skarbu państwa. Jej kapitał podstawowy wynosi 6,6 mln zł. Ministerstwo Skarbu Państwa przygotowuje dokumentację do przetargu w sprawie wyboru doradcy prywatyzacyjnego spółki. Doradca ma być wyłoniony do końca 1999 r. W tym czasie spółka własnymi siłami będzie przeprowadzać restrukturyzację.Inwestor lub konsorcjum firm obejmie prawdopodobnie nową emisję akcji PLO, zapewniającą wpływ na decyzje w spółce przy mniejszości głosów na WZA. Zakupem akcji PLO interesują się zagraniczne podmioty, zarówno branżowe (armatorzy), jak i finansowe (banki inwestycyjne). Ani ministerstwo, ani sama spółka nie chcą ujawnić ich nazw.O komercjalizację firmy poprzednie dyrekcje gdyńskiego armatora zabiegały od jesieni 1997 r. Kolejne pisma wysyłane do Warszawy pozostawały bez echa, a skutek odniosły dopiero w marcu br. Były zarządca komisaryczny PLO Mirosław Hapko liczył, że dzięki sprzedaży pakietu akcji i zastrzykowi kapitału spółka zostanie zasilona łącznie kwotą rzędu 150-200 mln USD. Według przedstawicieli obecnego zarządu, do samego utrzymania PLO na powierzchni potrzebna jest pilnie nieco mniejsza suma - kilkadziesiąt milionów dolarów.Spółka musi szybko wymienić część statków. W tej chwili średnia wieku jednostek pływających w PLO wynosi 18 lat, co sprawia, że niektórzy klienci boją się przewozić nimi swoje ładunki. Gdyńskiego armatora nie stać na nowe statki, których cena wynosi kilkanaście milionów dolarów, musi się więc zadowolić używanymi, po 4-6 mln USD.Ostatnie lata były wyjątkowo trudne dla armatorów, i to nie tylko polskich. Kryzys azjatycki spowodował, że drastycznie spadła wielkość przewozów na liniach łączących Azję z innymi kontynentami. Pod presją konkurencji przewoźnicy obniżyli stawki frachtowe. Przykładowo, opłata frachtowa za przewóz jednego kontenera między Europą a Ameryką Północną zmalała przeciętnie z 1450 do 600 USD. Konkurencja zaostrzyła się do tego stopnia, że niektóre firmy skłonne są przewozić kontenery za darmo, pobierając jedynie opłaty portowe i paliwowe. W dodatku, część armatorów chińskich i południowokoreańskich "przeniosła się" na linie atlantyckie, bo te i tak są bardziej rentowne. PLO - przed laty jedna z bardziej liczących się firm na liniach transatlantyckich - nie wytrzymały konkurencji. Wiosną ogłoszono upadłość Pol-Atlantic, spółki-córki PLO, zajmującej się przewozami między Europą a Ameryką Północną. Zdaniem większości analityków zajmujących się przewozami morskimi, trwająca od kilku lat dekoniunktura skończy się w drugiej połowie 2000 r.
GRZEGORZ BRYCKI