Koniec wieku
Bezrobocie jest problemem,którym coraz bardziej martwią się ekonomiścii politycy.Obserwującsytuację,szczególniew Europie, wielu z nich dochodzi do wniosku, że bezrobocie jest zjawiskiem trwałym, być może plagą, na którą jesteśmy skazani jużna zawsze.Bezrobocie nie jest, rzecz jasna, fenomenem ostatnich lat. Ale dotychczas zwykle było skutkiemcyklicznychkryzysów,pojawiających się średnio raz na dekadę.Rynek byłw stanie wychodzićz kryzysui równowaga na rynku pracytakże byłastopniowoprzywracana. Tym razem jest inaczej.
Stopa bezrobocia w Unii Europejskiej przekracza 10 procent i nikt nie ma złudzeń, że ożywienie koniunktury przyczyni się do jej znacznego obniżenia. Przed kilkudziesięciu laty monetaryści wysunęli teorię "naturalnej stopy bezrobocia" - istniejącej w stanie równowagi rynkowej. Obniżenie bezrobocia poniżej tego "naturalnego" poziomu wywoływało silną presję inflacyjną. Ale teraz inflacja przestała być zmorą, straszącą kraje wysoko rozwinięte, a "naturalna" stopa jest zbyt wysoka, by można ją było zaakceptować. Popularne są poglądy - szczególnie w środowisku polityków socjalistycznych i doradzających im ekonomistów - głoszące, że bez specjalnego wsparcia państwa i regulacji, dotyczących rynku pracy, bezrobocia nie uda się pokonać. Gorzej - będzie rosło, ponieważ postęp techniczny prowadzi do znikania miejsc pracy, szczególnie tych wysoko kwalifikowanych i wysoko opłacanych. Za ideologów tego kierunku myślenia można uznać dwóch niemieckich ekonomistów: Hansa-Petera Martina i Haralda Schumana, którzy w wydanej przed trzema laty "Pułapce globalizacji" piszą: "Branża za branżą, zawód za zawodem - przez cały świat ludzkiej pracy przetacza się rewolucja. Rzadko kto nie dostaje się pod jej walec. Politycy i ekonomiści na próżno szukają zastępczych miejsc pracy dla ludzi zwalnianych ze stoczni Vulkan, zakładów lotniczych Dasa czy też hal produkcyjnych Volkswagena. Strach przed utratą stanowiska zadomowił się już dawno także w urzędniczych biurach, obejmując najbezpieczniejsze kiedyś sektory gospodarki. Zawody na całe życie okazują się być naraz profesjami dorywczymi, a kto jeszcze wczoraj miał przyszłościową pracę, tego umiejętności zdezaktualizowały się przez noc do bezużytecznej wiedzy".Pożeraczami miejsc pracy są, według Martina i Schumana, rynki wschodzące - dokąd wiele korporacji przenosi swe zakłady, nowe technologie informatyczne - pozwalające korzystać na odległość z usług lokowanych w krajach, gdzie siła robocza jest tania, wreszcie ogromny postęp techniczny - podnoszący wydajność pracy, a tym samym zmniejszający zapotrzebowanie na siłę roboczą. Wizja niemieckich naukowców, podzielana przez część lewicowych polityków, jest ponura. W ciągu kilkudziesięciu lat dojdzie do sytuacji, w której stałe zatrudnienie znajdzie jedynie znikoma część pracowników. Reszta będzie utrzymywana z zasiłków socjalnych.Jako środek zaradczy proponuje się skracanie czasu pracy (dzielenie się pracą), zwiększenie restrykcji wobec przepływu kapitału i migracji, a nawet ograniczenie postępu technicznego. Zalecenia te są niepraktyczne z dwóch powodów. Po pierwsze, jak dotychczas próby wyhamowania naturalnych tendencji, wynikających z gry rynkowej i konkurencji, kończą się niepowodzeniem. Ograniczenia, dotyczące kierunku rozwoju techniki i funkcjonowania firm, byłyby drastycznym ingerowaniem w rynek. Po drugie, wykonanie zaleceń przyniosłoby skutek odwrotny od pożądanego. Firmy obciążone "regulacjami przeciwko bezrobociu" byłyby mniej dynamiczne, mniej konkurencyjne (trudno przypuszczać, by wszystkie, na całym świecie poddały się proponowanym rygorom) i jedna po drugiej wypadałyby z rynku, zwiększając tym samym bezrobocie.Podstawowe równania bilansowe gospodarki, począwszy od prawa rynku Saya, wskazują, że w dłuższym okresie gospodarka jest w stanie osiągać równowagę, a czynniki produkcji - zatrudnienie. Ta równowaga może mieć miejsce na różnych poziomach rozwoju. W końcu XIX wieku stopa bezrobocia w rozwiniętych krajach wynosiła mniej niż 5 procent. Również mniej niż 5 proc. wynosi dziś bezrobocie w Stanach Zjednoczonych, które mają bardziej liberalne niż Europa prawo pracy. Ponad 20-procentowe bezrobocie ciąży gospodarce hiszpańskiej, która charakteryzuje się najbardziej rygorystycznymi w Europie Zachodniej regulacjami, odnoszącymi się do gwarancji pracowniczych. Pracownika w Hiszpanii praktycznie nie można zwolnić - a zatem rynek pracy nie działa. I to jest główny powód strukturalnego bezrobocia, dotykającego bogatych i biednych.
WITOLD GADOMSKI
publicysta "Gazety Wyborczej"