Nie da się ukryć, że od kilku sesji korekta na dobre zagościła na warszawskim parkiecie, a eskalacją pesymistycznych nastrojów można nazwać wczorajsze notowania ciągłe, gdzie spadki poniżej dwóch procent należały do rzadkości. O ile można wymienić kilka przyczyn, dla których rynek miałby teraz poddać się spadkom, o tyle trudno wskazać jednoznacznie, która z nich przeważyła tę szalę. Bezpośrednio można to wiązać z ubiegłotygodniowym wystąpieniem Greenspana i reakcją giełd zagranicznych na ryzyko kolejnej podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Oprócz przyczyn zewnętrznych, zawsze można znaleźć też kilka powodów z krajowego podwórka. Taka jest bowiem psychologiczna prawidłowość rynków finansowych, że jeśli jest dobrze, to pewne informacje czy sygnały są lekceważone, a z kolei jeśli szukamy powodów do spadków, to te same fakty są przedstawiane w podwójnie niekorzystnym świetle. Przykładem może tu być interpretacja danych o produkcji przemysłowej. Najpierw rynek jakby nie zauważał, że nie będzie dynamicznego odbicia, tylko poprawa rozłożona na trzy kwartały, z kolei po opublikowaniu ostatnich danych nastąpiło jakby zwątpienie w siłę gospodarki, podczas gdy produkcja przemysłowa stanowi tylko 25% PKB, a usługi czy budownictwo mają się dużo lepiej. Z psychologicznego punktu widzenia wydaje się jednak, że tak jak rynek wcześniej rósł w bardzo wolnym, wręcz niezauważalnym tempie, tak i teraz faza spadkowa nie powinna być zbyt gwałtowna, za to stworzy możliwość przebudowania portfeli inwestycyjnych. Wydaje się też, że powinno dojść w tym czasie do pewnej zmiany strategii inwestycyjnej. W ostatnim czasie bowiem zbyt wielu inwestorów uwierzyło, że najłatwiejszym sposobem zarabiania jest gra pod liczne skądinąd przejęcia i wezwania. Doprowadziło to do sytuacji, że ważniejsza na rynku stała się plotka niż wyniki i faktyczne wydarzenia w spółce.

.