Nie miało większego sensu rozpoczynanie pisania niniejszego komentarza przed godz. 14.30 w czwartek. Wobec braku świeżych informacji na temat kondycji krajowej gospodarki, czynnikiem, który musiał w decydujący sposób wpłynąć na zachowanie naszego rynku była reakcja światowych giełd na czwartkową publikację kluczowych amerykańskich statystyk za II kw. W naturalny sposób dane te można było skonfrontować z treścią ostatnich wystąpień przewodniczącego Fed w amerykańskim Kongresie i na tej podstawie oszacować prawdopodobieństwo podwyżki oprocentowania funduszy federalnych na kolejnym posiedzeniu FOMC w sierpniu. Opublikowane dane musiały stanowić zaskoczenie. Tempo wzrostu PKB zanotowane w II kw. gwałtownie zwolniło z poziomu 4,3 proc. w I kw. do 2,3 proc. W świetle czerwcowych wypowiedzi Greenspana, z których wynikała chęć Fed schłodzenia wzrostu gospodarki USA do poziomu ok. 3 proc. rocznie, byłaby to doskonała wiadomość oddalająca kolejne widmo podwyżki stóp. Niestety, równocześnie z tymi danymi została opublikowana informacja na temat najwyższego od czerwca 1991 roku tempa wzrostu kosztów zatrudnienia (ECI +1,1 proc.). Ponieważ w swych ostatnich wypowiedziach Greenspan zapowiadał zdecydowaną interwencję w przypadku pojawienia się jakichkolwiek przejawów presji inflacyjnej, reakcją rynków zagranicznych była natychmiastowa wyprzedaż (DAX -3 proc.). W dalszym ciągu zadziwia względnie mocne zachowanie naszego rynku. W ciągu minionych 2 tygodni giełdy europejskie zanotowały gwałtowny spadek (DAX -10 proc.) spowodowany utratą wiary części inwestorów, że wyczekiwane od miesięcy ożywienie gospodarcze zdąży się pojawić, zanim podwyżki stóp w USA wymuszą analogiczne decyzje ECB. Niestety, obawiam się, że jeśli w ciągu najbliższych dni nie dotrą do rynku jakieś pozytywne informacje, to kredyt zaufania, udzielany ostatnio przez inwestorów naszemu rynkowi, może się wyczerpać.
.