Po nieciekawym poniedziałku wtorek przyniósł dalsze pogorszenie sytuacji, co gorsza połączone z pewnym przyspieszeniem (i notowania ciągłe jeszcze słabsze niż fixing). Trudno się chyba stale pocieszać tym, że podaż nie wygląda na zbyt dużą, skoro obserwując popyt, widać, że teraz nawet i tej, tak "precyzyjnie" określonej podaży nie jest on w stanie "unieść". Wprawdzie aktywność inwestorów (wyrażona liczbą zleceń i obrotami) nadal jest stosunkowo niska, ale gdy z dnia na dzień wzrosła, to ze skutkiem właśnie takim, jak widać po wynikach sesji - a zatem wydaje się, że przynajmniej niektórym nie spodobał się coraz szerszy strumień spraw okołorynkowych, narastający stopniowo w niedawnym okresie, gdy notowania właśnie wchodziły w pewną stagnację, a których negatywne saldo być może osiągnęło wreszcie swoją wielkość krytyczną? W końcu ile razy można czytać o kolejnych patologiach, które nie dość, że często mają bezpośredni związek z sytuacją gospodarczą całego kraju, to w dodatku wciąż pozostają bezkarne, wręcz prowokując kolejnych naśladowców? Sam rynek kapitałowy także ma swoje problemy z dziwactwami - przykładem trwałego impasu może być choćby opisany wczoraj stan podatku od wykupu przez spółki własnych akcji w celu umorzenia (buy-back). W mojej opinii nikomu normalnemu raczej nie może się mieścić w głowie ani sama sytuacja totalnego bałaganu (powodująca skrajnie różne postawy spółek), ani też to, że ta kwestia jest na tym samym etapie niewiedzy, co ponad rok temu (!). Brawo... Liczne wojny (np. o władzę w KGHM), próby klinczu (np. PKN), żądania pracownicze, a także notoryczne wysysanie środków (od podatników indywidualnych do tych groźnych, bo zorganizowanych) połączone z częstym marnotrawieniem (żeby tylko...) pieniędzy publicznych. Jeśli ktoś ma nadzieję, że to wszystko nie wpływa na rynek, a sam ma wpływ na ważne decyzje - no to dramat!...

.