Wyniki poniedziałkowej sesji potwierdzają wejście rynku akcji w fazę pewnego uspokojenia nastrojów po wydarzeniach minionego tygodnia. Należy przyjąć, że ostatnie załamanie kursów, podszyte atmosferą autentycznej paniki, było w pełni uzasadnionym następstwem kilkutygodniowego trwania rynku w fałszywym przekonaniu o swojej sile, czego pierwszoplanowym objawem była powtarzająca się ignorancja wielu niepokojących sygnałów ze sfery makroekonomii, i nie tylko. Uwzględniając jednak okoliczności ustanowienia czwartkowego dna indeksów (wzrost obrotów, skrajny pesymizm, apogeum złych wiadomości), można zaryzykować tezę o wyznaczeniu przez rynek względnego poziomu równowagi na poziomie WIG-u w okolicach 15,5 tys. pkt., który to poziom, zakładając pewne warunki, nie powinien być w najbliższej perspektywie zdecydowanie przełamany. Głównym argumentem, pozwalającym nieco optymistycznie spojrzeć na co najmniej krótkoterminowe perspektywy giełdy, są oczywiście dane dotyczące wzrostu produkcji przemysłowej, których jednoznacznie pozytywna wymowa powinna już teraz powstrzymać wyprzedaż polskich akcji przez zagranicę. Nie umniejszając znaczenia kolejnych oczekiwanych raportów, zwłaszcza dotyczącego deficytu obrotów bieżących, za podstawowy wyznacznik stanu rodzimej koniunktury w krótkim terminie uznać trzeba sygnały dotyczące możliwości podniesienia amerykańskich stóp procentowych. Jest dość prawdopodobne, że przy obecnym stanie danych Fed nie podejmie ryzyka trzeciej podwyżki, co, jak wiadomo, groziłoby załamaniem na globalnym rynku akcji z wszelkimi tego konsekwencjami. Tego typu sytuacja stworzyłaby warunki dla co najmniej kilkuprocentowej poprawy notowań głównych indeksów GPW, a co za tym idzie polepszenia średnioterminowej prognozy dla rodzimego rynku akcji. Na razie jednak perspektywy poprawy wydają się zbyt mgliste, by stanowić podstawę bardziej zdecydowanych decyzji inwestycyjnych.
.