Według prezesa ZUS Stanisława Alota, jeszcze w lutym Zakład szacował dziurę w finansach FUS na 5,8 mld zł. Z tej kwoty ok. 2,3 mld zł to brak wywołany przesunięciem przez przedsiębiorców terminu wypłat wynagrodzeń, a przez to także wpłat składek na FUS, 0,7 mld zł to nadprogramowe wydatki na zasiłki chorobowe, wywołane niewprowadzeniem zmian do regulacji prawnych, a 0,5 mld zł to kwota, która miała być na kontach Zakładu na początku roku, lecz została wydana wcześniej. Pozostała część niedoboru wynika ze zmniejszonej ściągalności składki. W budżecie na ten rok zaplanowano, iż ta ściągalność wyniesie 98,9%. Tymczasem ZUS ściąga tylko ok. 94% należnych składek.S. Alot twierdzi, że na obniżoną ściągalność składa się przede wszystkim fakt, iż kopalnie oraz PKP nie płacą składek w całości. Są już winne ZUS-owi za ten rok 1,7 mld zł. - Jeżeli rząd zdecyduje, że ci dłużnicy będą musieli spłacić w tym roku te zaległości, nasze potrzeby będą mniejsze - powiedział prezes ZUS. - Ale słyszałem, że PKP przygotowują się do przesunięcia terminu wypłat wynagrodzeń, co oznacza, iż nie wpłynie do nas od nich miesięczna składka. To zaś zwiększy nasze potrzeby. Poza tym ZUS musi ponosić koszty obsługi wynoszących obecnie 2,8 mld zł kredytów zaciągniętych w bankach komercyjnych.S. Alot ma nadzieję, iż Zakład potrzebne pieniądze uzyska dzięki pożyczce z budżetu państwa. Jednak potrzebne jest szybkie uchwalenie przez Sejm nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, która umożliwia zadłużanie się ZUS w budżecie. Jeśli ustawa nie zostanie znowelizowana, ZUS będzie miał poważny problem. Poprzednie kredyty na tyle wyczerpały możliwości finansowe banków komercyjnych, że - według ocen szefów Zakładu - mogą mu one pożyczyć jeszcze maksymalnie 0,7 mld zł. Prezes Stanisław Alot stwierdził, że dopóki nie będzie miał prawnej możliwości zaciągania kredytów w budżecie, nie będzie w stanie zagwarantować terminowej wypłat emerytur i rent.Jeszcze nie wiadomo, z czego ZUS będzie spłacał zaciągnięte kredyty. Gdy na początku roku Zakład pożyczył 700 mln zł, przedstawiciele resortu finansów mówili, iż spłata nastąpi z jego środków własnych. Jednak już obecnie zaciągnięte kredyty są zbyt duże, by ZUS był w stanie samodzielnie je spłacać.Jednym z rozważanych źródeł finansowania spłat mogłoby być zwiększenie ściągalności składki. Jednak S. Alot uw - W projekcie budżetu na przyszły rok wpisano, że ściągalność składki wyniesie 98,9%, czyli, biorąc pod uwagę zachowanie dużych płatników, ustalono ją na zbyt wysokim poziomie - powiedział. - Gdybyśmy ze zwiększenia ściągalności składki mieli spłacać kredyty, musiałaby ona wynosić 105-107%.Jego zdaniem, spłata mogłaby nastąpić ze środków uzyskanych ze zwiększonej dotacji. W projekcie budżetu na przyszły rok zaplanowano ją na poziomie 14 mld. Jest to kwota o 40% wyższa, niż proponował pierwotnie resort finansów, jednak wciąż zbyt mała. Założono bowiem, że do funduszy emerytalnych przystąpi w tym roku 6 mln osób, a już obecnie umowy z OFE podpisało ponad 7 mln. Możliwe, że do końca roku klientami OFE będzie 8 mln osób, co oznacza znaczne zwiększenie ubytku środków w FUS.S. Alot powiedział, że jeżeli dotacja z budżetu nie zostanie zwiększona, to wtedy ZUS będzie miał tylko jedną możliwość uzyskania pieniędzy na spłatę zaciągniętych kredytów - będzie musiał zaciągnąć nowe pożyczki.
Marek Siudaj
ING Barings o pożyczce dla ZUS"Wyobraźmy sobie, jak zareagowałby Europejski Bank Centralny, gdyby deficyt budżetowy w Niemczech, Francji i we Włoszech nagle zwiększył się o 1,5% PKB" - w taki sposób ING Barings skomentował makroekonomiczny wpływ pożyczki udzielonej ZUS przez rząd ze środków budżetowych.Bank ten odrzuca rządową interpretację, w myśl której pożyczka ta nie powoduje zwiększania deficytu budżetowego. O ile może ona nie wyczerpywać w pełni formalnej definicji, a rząd nie będzie musiał wnieść poprawki do ustawy bud-żetowej, to z ekonomicznego punktu widzenia nie ulega wątpliwości, że deficyt budżetu wzrośnie - stwierdza ING Barings.Oświadczenie rządu o udzieleniu pożyczki należy - zdaniem banku - odczytać jako deklarację, iż rząd postanowił zwiększyć wielkość deficytu budżetu centralnego z 2,1% PKB do 2,6% PKB, ponieważ zaś - według słów członka RPP Bogusława Grabowskiego, z powodu niskiego udziału pieniądza w obrocie gospodarczym w Polsce deficyt budżetowy ma trzykrotnie większy wpływ na inflację, niż w krajach wysoko rozwiniętych, więc też i w Polsce należy spodziewać się, że RPP zareaguje podwyżką stóp procentowych zapewne już w tę środę.
M.K. (Londyn)