Czwartkowa sesja przyniosła dalszy ciąg spadków, doprowadzając indeks WIG w pobliże poziomu 50-proc. zniesienia Fibonacciego ostatniej fali hossy. Sam przebieg notowań pokazał ponadto, że w dalszym ciągu nie maleje skłonność do sprzedaży, a nawet niewielkie odbicie zostaje wykorzystane do wyjścia z rynku. Wydaje się również, że obecnie głównym wyznacznikiem poczynań uczestników rynku jest zachowanie giełd światowych, a zwłaszcza Wall Street. Na parkiecie amerykańskim panuje zaś okres dekoniunktury, który wywołują spekulacje na temat kolejnego podniesienia przez Fed stóp procentowych na najbliższym posiedzeniu 5 października. Zupełnie nie zauważone zostało natomiast zakończenie przez rząd prac nad przyszłorocznym budżetem. W projekcie zaplanowano 5,2-proc. wzrost produktu krajowego brutto, produkcji przemysłowej o 5,7%, a budowlanej o 6,7%, przy średniorocznej inflacji ok. 5,7%, co pokazuje, że założenia są równie ambitne jak tegoroczne. Podstawą dla określenia takich wartości są jednak w głównej mierze czynniki niezależne w postaci ewentualnego ożywienia na rynkach zachodnich i w Rosji. Wydaje się więc, że rynek nie uwzględniając optymizmu płynącego z projektu budżetu, przestał reagować na prognozy i zapewnienia, czekając na rzeczywiste efekty i realną poprawę sytuacji makroekonomicznej oraz jej jakościowe przełożenie na wyniki finansowe spółek. Psychologicznym czynnikiem opóźniającym ewentualny moment odwrócenia trendu może jednak okazać się syndrom newralgicznej daty początku 2000 roku.
.