Tegoroczne wyniki eksportu są katastrofalne. Po ośmiu miesiącach sprzedaż za granicę (liczona w dolarach) była aż o 13,4% niższa niż przed rokiem. Tylko częściowo winę za to ponosi załamanie się handlu ze Wschodem oraz nieco gorsza koniunktura w Europie Zachodniej.Przed rokiem eksport na Wschód stanowił niecałe 10% polskich obrotów. Teraz spadł, ale przecież nie na tyle, by spowodować katastrofalne załamanie całego eksportu. Tempo wzrostu gospodarki europejskiej jest o ok. 1% niższe niż przed rokiem. To źle, ale w Europie recesji nie ma. Rośnie jej popyt wewnętrzny, jest miejsce dla towarów importowanych. Tyle że polskie wyroby na nieco trudniejszym rynku bezapelacyjnie przegrywają konkurencję.Fatalne wyniki eksportu ciążą na całej gospodarce. Wzrost PKB byłby o 1 pkt wyższy, gdyby eksport utrzymał się na poziomie z 1998 r. Ujemne saldo w bilansie handlowym przekłada się na deficyt na rachunku bieżącym bilansu płatniczego, który sięga już 7% produktu krajowego brutto. Coraz większy przechył gospodarki zagraża jej dalszemu wzrostowi. Rada Polityki Pieniężnej zmuszona była podnieść stopę procentową, co może ostudzić i tak słabe oznaki ożywienia gospodarczego.Sam deficyt w obrotach handlowych nie musi być oznaką kłopotów gospodarczych. Można go tłumaczyć potrzebami gospodarki, która rozwijając się absorbuje coraz więcej wyrobów importowanych. Ale towarzyszyć temu musi wzrost eksportu, który wprawdzie przez pewien czas nie nadąża za importem, ale przecież świadczy o poprawie konkurencyjności. Załamanie eksportu jest sygnałem groźnym, tym bardziej że optymistyczne prognozy jego wzrostu w 2000 r. oparte są na dość kruchych przesłankach.Istnieje kilka hipotez, dotyczących słabych wyników handlu zagranicznego. Popularne jest narzekanie na zbytnią aprecjację złotego, która utrudnia firmom korzystne transakcje z zagranicą. Pojawiają się zatem głosy domagające się osłabienia kursu polskiej waluty czy wręcz jej jednorazowej dewaluacji. Ale przecież kurs złotego obniżył się od początku roku wobec dolara o 15%, a wobec euro o 7%. Nastąpiła więc realna deprecjacja, choć wobec waluty europejskiej - nieznaczna. W żaden sposób nie pomogła ona jednak eksportowi.Tymczasem w połowie lat 90., gdy realna aprecjacja była rzeczywiście poważnym problemem, polskie firmy były w stanie z roku na rok znacznie zwiększać sprzedaż na rynki zagraniczne. Oczywiście, warto pomóc naszej gospodarce nieco słabszym kursem złotego, lecz aprecjacja ma także negatywne skutki, a z uwagi na napływ kapitału zagranicznego, jej skala nie będzie duża. Warto przy tym pamiętać, że polskie firmy są coraz bardziej zadłużone w bankach zagranicznych, więc gra na dalszą obniżkę kursu złotego może się dla nich i dla całej gospodarki skończyć katastrofą.Istnieje również hipoteza o związku między słabymi wynikami eksportu i zbyt bierną postawą rządu, który nie wspomaga eksporterów w taki sposób, jak rządy krajów rozwiniętych. Rzeczywiście, system ubezpieczeń eksportowych jest w Polsce w powijakach, a polska polityka zagraniczna nie jest taranem, torującym drogę dla naszych produktów. W niewielkim też zakresie stosujemy dopłaty eksportowe i nie możemy pod tym względem równać się z krajami UE.Dla eksporterów to oczywiście źle, lecz w interesie całej gospodarki nie leży przecież dotowanie konsumentów rosyjskich czy ukraińskich. Kraje zachodnie stać na dopłaty eksportowe (co nie znaczy, że wydawanie na to pieniędzy nie ciąży na ich gospodarce), nas - nie. Można i należy prowadzić bardziej agresywną politykę zagraniczną, nastawioną na zdobywanie nowych rynków, lecz trzeba znać proporcje - wielkich szans na to nie ma.Moja hipoteza, dotycząca załamania eksportu, jest nieco inna. Firmy płacą za zaniechanie restrukturyzacji, za spowolnienie procesów dostosowywania się do warunków globalnego rynku, za zbyt opieszały postęp techniczny. Powoli kończą się możliwości wzrostu sprzedaży produktów nisko przetworzonych, surowców i półwyrobów. Polskie firmy muszą się szybciej zmieniać i stawać się konkurencyjne. Tego nie zastąpią żadne podpórki w postaci tańszego złotego lub aktywnej polityki eksportowej rządu.
Witold Gadomski
publicysta "Gazety Wyborczej"