Zanik aktywności krajowego rynku charakteryzujący ostatnie sesje wynikał zapewne z powszechnego oczekiwania na publikację uznawanych za kluczowe statystyk zagranicznych. Wiele zamieszania wywołał środowy spadek kursu złotego do najniższego od listopada 1997 r. poziomu względem kursu centralnego NBP. Odpowiedzialnością za przyczynienie się do wyprzedaży złotego powszechnie obarczono szefa RCSS. Takie wytłumaczenie wydaje mi się nieco wątpliwe, jako że rynek w przeszłości raczej nigdy nie traktował zbyt poważnie przemyśleń naszego rządowego "think tanku". Prognozy RCSS, jeśli czegoś dowodzą, to niespójności rządzącej koalicji, ale to nic nowego. Co najzabawniejsze, występująca w obronie zdrowia naszej gospodarki prezes NBP jeszcze w środę wycofała się z wcześniejszej optymistycznej prognozy wrześniowego deficytu obrotów bieżących. Zamiast 700-800 mln dol. ma być jednak ok. 1 mld dol. co wobec średniej z 4 ostatnich miesięcy ub.r. równej 1,05 mld nie wskazuje na jakąś drastyczną poprawę. Można również sądzić, że do zapowiadającego podwyżkę stóp RPP osłabienia złotego przyczynił się również brak koncepcji rządu, jak wyrównać narastający deficyt kas chorych (pomysły: znowelizować budżet, podwyższyć składkę, zamykać szpitale, nic nie robić). Należy podzielić opinię pani prezes ("to nie rak, to angina"), tyle że WIG nie jest w stanie ustanowić nowego szczytu już szósty rok, a chodzenie z anginą tak długi czas może skończyć się tragicznie, gdy na zewnątrz (czyli w gospodarce światowej) powieje mrozem.
.