Wzrost produkcji przemysłowej w III kwartale był zaskakująco wysoki. Produkcja we wrześniu przekroczyła aż o 8,9% poziom sprzed roku, a w całym kwartale była wyższa o 6,8%. To wynik doskonały, biorąc pod uwagę, że w I kwartale produkcja spadała, a niewielki wzrost PKB gospodarka zawdzięczała innym sektorom, przede wszystkim usługom.O poprawie koniunktury w przemyśle świadczy spadek zapasów i wzrost zamówień. Nawet eksport, choć wciąż niższy niż przed rokiem, stopniowo rośnie, a prognozy na IV kwartał są optymistyczne. Wygląda na to, że tegoroczny wzrost PKB wyniesie 4%, może nawet nieco powyżej. Jeszcze przed dwoma miesiącami Rządowe Centrum Studiów Strategicznych zastanawiało się, czy realny jest 3,5-proc. wzrost PKB. Znakomite wyniki III kwartału sprawiły, że poprawiły się oceny szans na rok przyszły.Założony w budżecie wzrost PKB w 2000 r. przekraczający 5% przyjmowany był jeszcze niedawno ze sceptycyzmem. Teraz większość ośrodków badawczych jest zdania, że prognoza ta jest realna. W tej sytuacji mniej niepokoi nieco wyższa inflacja i rosnący deficyt na rachunku bieżącym. Jeśli utrzyma się prognozowana dynamika, objawy nierównowagi można będzie uznać za nieuchronny koszt rozwoju, jaki musi ponieść "wschodząca gospodarka".Analizując jednak dokładniej wyniki gospodarcze trudno nie odnieść wrażenia, że poprawa koniunktury wynika z wahań krótkookresowych. Produkcja rośnie w odniesieniu do III kwartału ub.r., kiedy to wyraźnie zwalniała. Zapasy maleją, ponieważ firmy na początku roku wstrzymywały się z produkcją. Rośnie eksport, ponieważ w Europie Zachodniej poprawia się koniunktura, a tym samym rynki te otwierają się na import z Polski.Wyraźnie poprawia się klimat gospodarczy w Europie Zachodniej, a tym samym optymizm producentów i konsumentów w Polsce, ale nie wynika to z fundamentalnych zmian w naszej gospodarce. Konkurencyjność polskich firm jest niska i dlatego nawet lekkie pogorszenie koniunktury w krajach będących naszymi głównymi partnerami sprawia ogromne kłopoty. Stan ten wynika z zacofania technologicznego i organizacyjnego, z nieobecności na rynkach zachodnich polskiej marki i polskich sieci sprzedaży.Niska konkurencyjność zmusiła polskie firmy do zaakceptowania w okresie słabej koniunktury niższych zysków. Duża część przedsiębiorstw notuje straty. Tym samym maleją zdolności rozwoju w oparciu o samofinansowanie. W tej sytuacji trudno się dziwić, że niskie są inwestycje, których wzrost jest w dodatku ograniczany zasobami krajowych oszczędności. W tym roku stopa oszczędności spadła, a jednocześnie wzrosła podaż kredytów konsumpcyjnych. Niska stopa oszczędności jest m.in. wynikiem pogłębienia się deficytu finansów publicznych, którego finansowanie pochłania skromne możliwości finansowe banków.Coraz bardziej problematyczna jest atrakcyjność Polski jako rynku lokat kapitałowych. Nie jesteśmy konkurencyjni pod względem wysokości i stabilności podatków i niewielka jest szansa na to, że reforma podatkowa, która zmieniłaby ten stan zostanie wreszcie uchwalona. Rośnie ryzyko polityczne, spowodowane tarciami w rządzącej koalicji i niespójną polityką gospodarczą. Zagranicznych inwestorów zniechęca zarówno rosnąca korupcja, nieprzewidywalność polityki podatkowej i budżetowej, niejasne efekty reform, niezbyt udolnie wprowadzanych przez rząd i wreszcie - niestabilność rynków finansowych, którym szkodzą sygnały świadczące o braku spójnej polityki.To wszystko sprawia, że trudno się spodziewać, by nasza gospodarka była w stanie utrzymać wysoką dynamikę w dłuższym okresie. Jesteśmy uzależnieni od koniunktury w Europie Zachodniej i od napływu inwestycji z krajów wysoko rozwiniętych. Gdy następuje okres lepszej koniunktury, polska gospodarka zyskuje moment oddechu. Można też liczyć, że nieprędko wyschnie strumień kapitału, zainteresowanego udziałem w prywatyzacji naszych firm. Ale to za mało, by utrzymać tempo rozwoju, pozwalające dogonić średni poziom europejski.Zbyt łatwo uwierzyliśmy, że nasza gospodarka skazana jest na sukces, że wysoka dynamika jest efektem magicznych sił, a nie solidnej pracy i właściwego zarządzania gospodarką. Politycy nadmiernie koncentrują się na zjawiskach doraźnych, na trendach krótkookresowych, zbyt mało na przyszłości.
WITOLD GADOMSKI
PUBLICYSTA "GAZETY WYBORCZEJ"