Faksem z Gdańska

Będziemy musieli żyć ze starym PIT-em i pewnie jakoś to przeżyjemy. Tak jak polityczna była debata o reformie podatków, tak samo polityczne są oceny skutków weta prezydenta. Ekonomiści z różnych stron, którzy na co dzień nie bardzo różnią się w poglądach na gospodarkę, gotowi są demonizować lub minimalizować skutki weta, w zależności od tego, czyją stronę trzymali w czasie podatkowego meczu koalicja-opozycja. Upolitycznienie sporu przyniosło ciekawe efekty po stronie koalicji. Zwarła ona szyki w kwestii podatkowej, chociaż wcześniej nic bardziej nie różniło AWS i Unię Wolności niż właśnie podatki. Wszystko za sprawą zaciekłego oporu ze strony SLD. Posłowie AWS zapomnieli o niechęci do Balcerowicza, przestali patrzeć merytorycznie na podatki i poszli na wojnę z komuną. Zwiększyła się nagle frekwencja i dyscyplina. Skutek ostateczny tej wojny jest dość neutralny dla budżetu i w sumie mizerny. Zmarnowaliśmy okazję nadania czystego i jednoznacznego sygnału do wewnątrz gospodarki i do świata zewnętrznego. Zaistniałą dysproporcję w obciążeniu osób fizycznych i osób prawnych trzeba będzie wyrównać - przez ponowienie próby z PIT-em, ale w spokojniejszych okolicznościach.Jest to tym bardziej potrzebne, iż w tle debaty podatkowej dzieją się rzeczy, które mogą niepokoić pracodawców i inwestorów. Przede wszystkim, liderzy związkowi chcą przyjechać na grudniowy zjazd "Solidarności" z sukcesem, w postaci skróconego czasu pracy. Postulowana 40-godzinna norma tygodniowa czasu pracy oznacza, że efektywnie będziemy pracowali mniej niż kraje Unii Europejskiej. Ale to my jesteśmy na dorobku, w cywilizacyjnym pościgu, a oni akumulowali bogactwo przez wiele pokoleń. Obietnica stopniowego skracania czasu pracy ma sens tylko wtedy, jeśli wiąże się z uelastycznieniem kodeksu pracy w interesie pracodawców. Coś za coś. Jeśli znikną zachęty dla ludzi tworzących miejsca pracy, a szykowana jest kolejna "marchewka" dla pracowników, wówczas stosunki pracy wykrzywią się jeszcze bardziej. Niejasny sygnał podatkowy, połączony z jednoznaczną zapowiedzią redukcji czasu pracy, to jest w sumie najgorszy ze światów. Jest to odwrotność pozytywnego impulsu, jakiego potrzebuje dzisiaj polska gospodarka.Polska gospodarka zasługuje na lepsze traktowanie aniżeli to wszystko, co zgotowali jej politycy, zajęci swoimi porachunkami. Sektor budowlany i zakłady pracy chronionej stanęły w obliczu zmiany reguł gry, ale bez pewności, kiedy to nastąpi i w jakim pójdzie kierunku. Rynek kapitałowy także miał swój czas niepewności. Do dzisiaj perspektywa podatkowa roku 2003 nie została wyklarowana. Słowem, zamieszania było dużo, korzyści są wątpliwe...

JANUSZ LEWANDOWSKI