Spółki internetowe w centrum uwagi
Wbrew teoriom analizy fundamentalnej, na przekór kasandrycznym proroctwom specjalistów od analizy technicznej, wydaje się, że ceny akcji amerykańskich spółek z branży internetowej ciągle nie osiągnęły szczytów.Mimo wiosennego załamania, ceny akcji amerykańskich firm osiągnęły poziom wszech czasów. Internetową hossę w USA porównuje się często do handlu cebulkami tulipanów w XVII-wiecznej Holandii, najbardziej spektakularnego "bąbla spekulacyjnego" w historii rynków finansowych. Zwolennicy klasycznych teorii inwestowania, którzy wielokrotnie obwieszczali nieuchronne nadejście internetowego krachu, po raz kolejny trafili do narożnika i zamilkli (gdyż mało kto chce ich słuchać).Amerykański tygodnik "Barron's" przeprowadził ostatnio wywiad z jednym z najbardziej poważanych analityków branży internetowej w USA Mary Meeker, którą rok temu nazwał "królową internetu". Meeker, pracująca dla Morgan Stanley Dean Witter, zasłynęła m.in. z tego, że broniła spółek internetowych w czasach, kiedy większość analityków z Wall Street uważała je za wyjątkowo niepewne inwestycje. "Królowa" nie pomyliła się. Kapitalizacja giełdowa firm internetowych w USA wynosi dziś 1 bilion dolarów, w porównaniu z 200 mld USD rok wcześniej. Większość firm przyniosła inwestorom zwrot z kapitału rzędu kilkuset procent.O tym, jak ryzykowne może być obstawianie złych pozycji na rynku internetowym, przekonał się międzynarodowy finansista George Soros. Kilka miesięcy temu Soros założył, iż krach jest blisko i stracił na tym w krótkim czasie 600 mln USD. Z pewnością długo musiał później analizować przyczyny swojej porażki. Zdaniem M. Meeker, jest spora szansa, że również w 2000 r. będzie można sporo zarobić na spółkach internetowych, choć nie na wszystkich, bo 90% z nich jest przewartościowanych, a 10% bardzo niedowartościowanych.dokończenie na str. VIIdokończenie ze str. I- Otwartą kwestią pozostaje, które są niedowartościowane - mówi M. Meeker, dodając, że na rynku notowanych jest 300 spółek z branży internetu, a więc 30 z nich to potencjalni zwycięzcy.Nikogo nie dziwi, iż wskaźniki P/E dla spółek internetowych przekraczają często kilka tysięcy punktów. Mary Meeker przyznaje, że wyśrubowane P/E nie są dobrym prognostykiem. Uważa jednak, iż znacznie niebezpieczniejszym zjawiskiem - z punktu widzenia inwestorów i analityków - jest zamęt, który powstał w związku z eksplozją ilości firm internetowych. Na rynku pojawiają się coraz szybciej, przez co specjaliści nie są w stanie dobrze im się przyjrzeć. Trudniej typować zwycięzców, choćby dlatego, iż w 1999 r. oferty spółek internetowych stanowiły 43% wszystkich ofert publicznych, a do sektora trafiło aż 59% kapitału zainwestowanego przez firmy venture capital.Ostatnio sposobem na zrobienie szybkiej fortuny w USA jest kupowanie akcji spółek internetowych w ofercie pierwotnej. W listopadzie skumulowany zysk na debiutach wszystkich wchodzących na rynek spółek wyniósł aż 16,9 mld USD. Przeciętny zarobek na jednej debiutującej firmie wyniósł aż 102%. Spośród 501 debiutantów aż 62% przyniosło przynajmniej trzykrotne przebicie. - Ci ludzie jedynie wypożyczają akcje. Oni ich nie posiadają - twierdzi Byron Wien z Morgan Stanley Dean Witter.Nie można ignorować fundamentalnych przyczyn ponownej fali zainteresowania spółkami high-tech. W 1998 r. firmy związane z internetem zatrudniły w USA 1,2 mln osób, czyli stworzyły aż 1/3 wszystkich nowych miejsc pracy w amerykańskiej gospodarce. Nawet racjonalni inwestorzy przyznają, iż znaczenie internetu dla zmian gospodarczych i społecznych można porównać jedynie do wynalezienia prądu. Według M. Meeker, prawdziwy wstrząs na rynku e-commerce może nastąpić już w pierwszym kwartale 2000 r. - Zbyt wiele pieniędzy zainwestowano w internet - tłumaczy analityk.Wiadomo, że internet spowoduje w najbliższych latach upadek wielu miejsc pracy. Ponad 90% menedżerów wyższego szczebla z 500 największych światowych firm jest przekonanych, że do 2001 r. internet zmieni w dużym stopniu sposób prowadzenia biznesu. W ostatnich miesiącach zwracano wiele uwagi na wzrost internetowego handlu detalicznego. Tymczasem analitycy są przekonani, że dużo poważniejsze znaczenie będzie mieć wkrótce handel między firmami.Ci, którzy mimo wszystko spodziewają się krachu, wskazują na nowe niepokojące zjawisko - wzrost indeksów giełdowych odbywa się obecnie przede wszystkim dzięki niewielkim spółkom technologicznym. Zwyżka giełdowych indeksów jest napędzana nie przez największe spółki z NYSE, lecz mniejsze firmy. Widać to choćby obserwując wzrost indeksu Nasdaq, który przyćmił znaczenie najważniejszego indeksu NYSE - DJIA.
GRZEGORZ BRYCKI