"Szkodliwa ustawa"

Czuję się lekko zażenowany pojawiającymi się ostatnio na łamach Waszego pisma wypowiedziami na temat ustawy ograniczającej wynagrodzenia osób na kierowniczych stanowiskach w przedsiębiorstwach państwowych. Jednak do napisania tego listu skłonił mnie artykuł pana Dariusz Jarosza w numerze 20. PARKIETU.Pan redaktor wyraził tam swoje zmartwienie faktem, że górnym ograniczeniem dla zarobków członków zarządu Warszawskiej Giełdy będzie kwota 12 000 lub - w najlepszym przypadku - 18 000 zł, co może spowodować odejście tychże z obecnie wykonywanej pracy. Zastanawiam się, ile razy w swoim młodym życiu (mam 30 lat) będę musiał słuchać żalów nad odejściem "prawdziwych fachowców" (oczywiście, chodzi mi o ogół przedsiębiorstw państwowych, a nie giełdy). Już raz byliśmy świadkami takiego odejścia i jak widać gospodarce wyszło to tylko na dobre.Myślę, że i w tym przypadku stanie się podobnie. Dlaczego tak myślę? Z dwóch powodów. Pierwszy z nich to przeświadczenie, że na miejsce tych ludzi przyjdą młodzi, dla których przedsiębiorstwo państwowe będzie okazją do wykazania się umiejętnościami i dobrym początkiem kariery zawodowej, i którym bardziej będzie zależało na wypracowaniu własnego sukcesu niż wysokim zarobku, nie na ciepłej posadce, na którą instaluje się swoich partyjnych kolesi z tego czy innego ugrupowania. Będzie dla nich startem do szukania lepiej płatnej posady w przedsiębiorstwach prywatnych, przez co zwolnią miejsce następnym. Drugim powodem, dla którego jestem zwolennikiem tej ustawy, jest przekonanie, że utrata atrakcyjności takich posad przyspieszy prywatyzację tych przedsiębiorstw, eliminując ukryte, ekonomiczne motywacje jej przeciwników, czyniąc z kadry zarządzającej dobrymi przedsiębiorstwami jej główny motor.Będąc zwolennikiem ww. ustawy żałuję jedynie, że na podstawę wyliczeń wyznaczono średnie wynagrodzenie ogółu przedsiębiorstw, tworząc pewną urawniłowkę, a nie np. zysk, jaki poszczególne firmy wypracowują, tak by wynagrodzenia mogły być formą prowizji. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby najbardziej sprawiedliwe.Bo czy sprawiedliwe jest, że ja, będąc osobą fizyczną prowadzącą działalność gospodarczą, muszę na co dzień borykać się z naszym prawem gospodarczym i fiskalnym, odprowadzać podatki nieproporcjonalne do osiągniętego dochodu (czasami tylko księgowego: kto prowadzi działalność, ten wie, o co chodzi) i patrzeć, jak innym się dobrze powodzi bez względu na osiągane przez zarządzane przez nich firmy państwowe wyniki.Przejdę do konkretów - w 1998 r. odprowadziłem do urzędu skarbowego ok. 9000 zł podatku dochodowego, w 1999 r. ok. 6000 zł. W związku z tym dosyć łatwo policzyć, ilu takich jak ja przedsiębiorców musi wypracować swój zysk na takim właśnie poziomie, by zapewnić miesięczne wynagrodzenie dyrektorowi kopalni. Tak! Około czterech osób pracuje i odprowadza podatki cały rok, by "fachowiec" mógł dobrze zarobić w ciągu jednego miesiąca. A co z premiami, nagrodami za "wynalazki" i innymi kryptodochodami? Ile osób musi je naprawdę wypracować?Po ustawowym ograniczeniu będzie nas już tylko dwóch i jest to już jakiś postęp, ale przy proponowanym przeze mnie systemie prowizyjnym ten mój roczny podatek mógłby sfinansować trzy miesiące pracy np. jednego policjanta, czego sobie i Państwu życzę.

Janusz Mrózek