Okiem spekulanta

Od 7 lutego rusza subskrypcja certyfikatów inwestycyjnych funduszu Skarbiec-Gwarancja 2002. Zarządzający aktywami, TFI Skarbiec, zobowiązał się, że inwestorzy, którzy kupią certyfikaty, otrzymają za nie w październiku 2002 roku, w momencie zamknięcia funduszu, nie mniej niż ich cenę emisyjną równą 100 zł.Jednym słowem - jeśli zarządzającym powinie się noga, to wartość zainwestowanych przez nas pieniędzy będzie mniejsza o inflację, a dodatkowo stracimy jeszcze 2,5 zł opłaty manipulacyjnej, którą musimy uiścić kupując certyfikaty. Przy założeniu, że inflacja utrzyma się na poziomie jednocyfrowym, nasze środki nie zostaną uszczuplone o więcej niż 20%, chyba że... No właśnie, chyba że fundusz sprzeda bardzo mało certyfikatów, a zarządzający wykażą się dużą nieudolnością. Jest bowiem w prospekcie emisyjnym zapis mówiący, że nie dostaniemy gwarantowanej kwoty, jeśli wartość aktywów funduszu spadnie poniżej 2,5 mln zł. Zgodnie z warunkami emisji minimalna liczba sprzedanych certyfikatów to 150 tys. sztuk, więc wartość aktywów na starcie może wynosić tylko 15 mln zł. Zatem, żeby nie wypłacać gwarancji, trzeba by "przekręcić" 12,5 mln, czyli stracić w 2,5 roku 83%. Niemożliwe? Trzeba przyznać, że na pewno bardzo trudne.Ale chyba dużo bardziej stresująca dla TFI Skarbiec będzie sytuacja, kiedy sprzedaż certyfikatów zakończy się sukcesem i fundusz zbierze maksymalną kwotę 150 mln zł. Wtedy nie pozostanie nic innego, jak odnieść sukces, bo inaczej BRE Bank, który zobowiązał się do wypłacenia kwoty gwarancyjnej, będzie musiał głęboko sięgnąć do kieszeni. Jak Skarbiec-Gwarancja będzie zarabiać? Mianowicie, do 40% aktywów mają stanowić opcje typu call na indeks DJ Eurostoxx 50 (wskaźnik ten obejmuje 50 firm europejskich z różnych branż, generalnie największych i najbardziej płynnych). Dlaczego tylko typu call? Bowiem zarządzający uważają, że przez najbliższe 2,5 roku na europejskim rynku akcji utrzyma się dobra koniunktura. Sprzyjać temu ma "przyśpieszenie tempa wzrostu (gospodarczego - przyp. T.J.), co przy niskim poziomie inflacji przełoży się na rozwój firm, a więc i wzrost kursów ich akcji" - jak stwierdził na łamach PARKIETU Andrzej Dorosz, prezes TFI Skarbiec. A trwająca już od dłuższego czasu hossa na rynku surowców, aby na pewno nie wpłynie na poziom inflacji? Moim zdaniem, prognozowanie trendu na rynku akcji na najbliższe 2,5 roku jest obarczone ogromnym ryzykiem. Kupujący certyfikaty muszą mieć świadomość, że jeśli koniunktura nie rozwinie się zgodnie z oczekiwaniami, to można stracić wszystkie pieniądze zainwestowane w opcje. Utrzymanie gwarantowanej wartości certyfikatów mają zapewnić inwestycje w polskie obligacje skarbowe o stałym oprocentowaniu, na które zarządzający mają zamiar przeznaczyć do 60% aktywów. Ale obligacje będą stanowić jedynie czynnik "stabilizujący" wartość aktywów i na pewno nie są w stanie pokryć strat wynikających z ewentualnej bessy na rynku akcji.Jeszcze zanim zdecydujemy się na kupno certyfikatów, naprawdę warto przeczytać prospekt emisyjny, a szczególnie część poświęconą czynnikom ryzyka. Jedną z głównych zalet papierów ma być fakt wprowadzenia ich na giełdę, ale emitent ostrzega, że Rada GPW może nie wyrazić zgody na obrót certyfikatami, a wtedy na odzyskanie pieniędzy będziemy musieli czekać 2,5 roku. W rozdziale jest też punkt dający dużo do myślenia, poświęcony połączeniu BRE z Bankiem Handlowym. Otóż, jeśli będzie fuzja, to "zmiana akcjonariusza lub zmiany organizacyjne wiążą się z ryzykiem ich negatywnego oddziaływania na funkcjonowanie Towarzystwa, a co za tym idzie - mogą mieć wpływ na cenę certyfikatów inwestycyjnych", natomiast jeśli do połączenia nie dojdzie, to "inwestorzy na rynku papierów wartościowych mogliby traktować brak połączenia jako fakt, który wpłynie negatywnie na dalsze funkcjonowanie obu banków oraz na działalność spółek zależnych od banków, a tym samym na cenę samych certyfikatów inwestycyjnych." Jednym słowem - tak źle i tak niedobrze.