To jest jeden z klasycznych tematów rozważanych przez ekonomistów: w jakim stopniu notowania rynku kapitałowego odzwierciedlają stan gospodarki. Lub inaczej - czy wysokie tempo wzrostu gospodarczego przekłada się automatycznie na hossę, trwającą na giełdzie.Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że inna jest sytuacja Polski, gdzie kapitalizacja giełdy to zaledwie 25% PKB, oszczędności w niewielkim stopniu zasilają giełdę, a dochody z rynku kapitałowego stanowią nikły procent dochodów ludności; inna zaś Stanów Zjednoczonych czy niektórych krajów Azji Wschodniej, gdzie wzrost lub spadek notowań giełdowych ma wyraźny wpływ na wzrost lub spadek oszczędności, a także dochodów bieżących. Krótko mówiąc, w Polsce możliwe jest pewne rozejście się cyklu koniunktury makroekonomicznej i koniunktury giełdowej, podczas gdy w USA bessa na giełdzie odbija się na spadku dochodów i wydatków ludności, a zatem spadku popytu wewnętrznego.Warto przypomnieć, że poprzednią hossę GPW przeżywała na początku 1994 r., po czym przyszło załamanie i stagnacja, trwająca kilka lat. Tymczasem w 1994 r. gospodarka dopiero się rozkręcała, a wzrost PKB w kolejnych latach był coraz wyższy. Do Polski napływał kapitał zagraniczny, spadała inflacja, a mimo to giełda czekała sześć lat na ustanowienie nowego rekordu. Został on pobity w tym miesiącu, a w miniony piątek WIG osiągnął po raz trzeci rekordowy poziom.Tego samego dnia GUS ogłosił wyniki produkcji przemysłowej stycznia. Wzrost w stosunku do stycznia 1999 r. był znacznie niższy niż oczekiwano. Te dwie informacje w pewien sposób ze sobą się łączą. Rekordowy wynik giełda zanotowała zanim znana była informacja GUS. Niespełna 8-proc. wzrost produkcji przemysłowej jest rozczarowujący z dwóch powodów. Po pierwsze, w styczniu ub.r. produkcja spadła, co oznacza, że obecny wzrost odnosi się do bardzo niskiego poziomu. Po drugie, w ostatnich miesiącach 1999 r. produkcja przemysłowa rosła w tempie dwucyfrowym i nic nie wskazywało na to, że trend ten szybko się załamie. Tymczasem w stosunku do grudnia produkcja spadła aż o 19%. Wynik ten jest niezrozumiały i nawet specjaliści z prywatnych banków wyrażają nadzieję, że tym razem GUS się pomylił, że prawdziwe wyniki przemysłu poznamy dopiero za miesiąc.Jest jednak wątpliwe, by pomyłka GUS, wynikająca z niewielkich zmian metodologicznych, była tak głęboka. Należy się raczej nastawić na to, że gospodarka, która w ostatnim kwartale ub.r. gwałtownie przyspieszyła, teraz zwolniła tempo. Może być to spóźniona reakcja na podniesione przed paroma miesiącami stopy procentowe. Teraz wszyscy z niecierpliwością będą czekać na komunikat NBP o stanie bilansu płatniczego i na kolejny komunikat GUS o produkcji przemysłowej.Jeżeli potwierdzą się informacje o zwolnieniu tempa wzrostu produkcji przemysłowej, a w dodatku okaże się, że miesięczny deficyt na rachunku bieżącym bilansu płatniczego przekracza 1 mld USD, może być to sygnałem poważnych kłopotów makroekonomicznych.Wprawdzie daleko nam jeszcze do standardów amerykańskich, ale jest mało prawdopodobne, by mogła się utrzymać hossa na rynku kapitałowym, gdyby okazało się, że wzrost gospodarczy jest wolniejszy od zamierzonego, a w dodatku narasta nierównowaga zewnętrzna.Giełdową hossę mogą także zakończyć wydarzenia nie związane bezpośrednio z koniunkturą gospodarczą. Tak stało się zresztą w 1994 r., gdy kilkutygodniowy wzrost zamienił się w paniczną ucieczkę z rynku po zamieszaniu wokół Banku Śląskiego. Tym razem hossę napędza - poza nadziejami, związanymi ze spółkami internetowymi - walka inwestorów o przejęcie dwóch giełdowych banków oraz pojawienie się pieniędzy funduszy emerytalnych.Walka o BIG-BG pełna jest nieczystych chwytów, a jej wynik wciąż niepewny. Nie można wykluczyć, że w najbliższych dniach zostaną ujawnione kolejne skandale, związane z walką o ten bank. Funduszom emerytalnym Urząd Nadzoru chce zafundować zmianę reguł gry, co z pewnością doprowadzi do zmiany ich strategii inwestycyjnej. Kto wie zatem, czy nie powtórzy się sytuacja z 1994 r., kiedy to skandal wokół Banku Śląskiego ostudził notowania na długi czas.
Witold Gadomski
publicysta "Gazety Wyborczej"